Nurkowanie wcale nie jest straszne! (Kreta)

Znalazłam kilka firm na Krecie, które oferowały krótki kurs zapoznawczy z nurkowaniem (Discover Scuba Diving) w cenie €65-€80 za osobę. Niektóre miały mało informacji na stronie, inne miały bardzo kiepską stronę (zboczenie zawodowe się odzywa :p), a inne nie były blisko. Ostatecznie wybraliśmy firmę Omega Divers, którą wcześniej znalazłam w internecie i obok której znaleźliśmy się przypadkiem, zwiedzając centrum Chanii. Pogadaliśmy chwilę z nimi, dowiedzieliśmy się, że w cenie są zdjęcia (zawsze na plus!) i zobaczyliśmy fotki pięknej plaży, na której uczylibyśmy się nurkować. To przeważyło. 🙂

Umówiliśmy się na najbliższy wolny termin (dopiero po 3 dniach), zapłaciliśmy i pożegnaliśmy się, już nie mogąc doczekać się kursu. ^^ Był to pierwszy raz, kiedy miałam nurkować. Próbowałam snorkellingu rok temu na rajskich wyspach w Malezji, ale nurkowanie z butlą też chodziło mi po głowie od jakiegoś czasu. Myślę, że taka kolejność jest idealna, ponieważ przy snorkellingu można zobaczyć jak to jest oddychać przez maskę i już wejrzeć w głąb pięknego morskiego życia. Ale nie wyprzedzajmy faktów…

(PS. To nie jest żadna reklama, ale opis wrażeń
PS.2. Wszystkie fotki w trakcie szkolenia zrobione przez Omega Divers)

Trudny początek i zalew informacji

To już drugi dzień jak wstajemy koło 7 rano – poprzednio pojechaliśmy na piękną plażę na Balos. Tym razem jest mi ciężej wstać, ale w końcu perspektywa nurkowania rusza mnie z łóżka pod prysznic. Zjadam szybkie śniadanie (oczywiście z wszechobecnymi tzatzikami, czerwoną cebulą i kilkoma innymi dodatkami, które kupiliśmy w sklepie) i ruszamy.

W umówionym miejscu stawiamy się kilka minut przed 8 i stamtąd zabierają nas busem do centrum nurkowania, które znajduje się w innym mieście. Najpierw jednak odbieramy jeszcze jedną osobę.

Na miejscu siadamy przy wielkim stole i przychodzi do nas Maria – nasza instruktorka. Jest nas dziś tylko troje i dowiadujemy się, że w wodzie Maria będzie miała asystenta, który pomoże nas przypilnować. Kobieta, która uczy się z nami nurkować to Justin z Anglii, która próbowała już nurkowania na swoje 25 urodziny i dziś powtarza to samo dokładnie po 25 latach. Mówi, że strasznie się stresuje, ale chce nakłaniać siebie do takich akcji, aby pokazać samej sobie, że jeszcze potrafi. Mam nadzieję, że ja również nie przestanę próbować nowych rzeczy i w jej wieku też będzie mnie jeszcze stać na różne szaleństwa. 😉

Na początku wypełniamy formularz zdrowotny, gdzie straszą nas ryzykiem, jakie wiąże się z nurkowaniem – różne obrażenia, a nawet śmierć. O_o Czytamy również, że jeśli w którymś z pytań zdrowotnych odpowiemy „tak”, będziemy musieli najpierw skontaktować się z lekarzem. Podajemy również osobą kontaktową, w razie gdyby się coś stało – koniecznie ktoś ze znajomością angielskiego, żeby się dogadali w razie czego. 😉

Potem mamy krótkie szkolenie – Maria opowiada o sprzęcie i tym do czego służy. Demonstruje nam jak działa i informuje, że i tak ona będzie sprawdzać nam poziom powietrza w butli oraz kontrolować wyporność. Instruuje nas jak regulować dekompresję w płucach (trzeba ciągle oddychać – to bardzo ważne, aby nie wstrzymywać oddechu), w masce (dmuchnąć nosem, gdyby maska wbijała się nam zbyt mocno lub miała za dużo wody) oraz w uszach i zatokach (wciągnąć powietrze, zatkać nos i dmuchnąć jak w chusteczkę). To ostatnie trzeba robić co 1 metr głębokości. Pokazuje jak wyczyścić „ustnik”, bo jeśli wypadnie nam on z ust w trakcie nurkowania, zbierze się w nim woda. Po zanurzeniu do wody, będziemy to jeszcze ćwiczyć.

Następnie pokazuje nam znaki do porozumiewania się w wodzie – w końcu nie da się rozmawiać, a instruktorka musi wiedzieć, czy wszystko jest ok. W razie problemów będzie pomagać. Na przykład gdyby złapał nas skurcz, mamy jej pokazać gdzie, a go rozmasuje. Ponoć uczą tego na dłuższym kursie nurkowania. Staram się wszystko zapamiętać, ale trochę tych informacji jest, jak się potem okaże.

Jak wszyscy już wszystko wiedzą (albo tak nam się wydaje 😉 ), a papiery są podpisane, szukamy butów i strojów odpowiedniego rozmiaru i pakujemy się znowu do busa.

Dalsze przygotowania

Zdjęcie nie kłamało i plaża Koutalas faktycznie jest piękna – znajduje się w małej zatoczce otoczonej skałami. To tu będziemy ryzykować nasze życie i zdrowie, aby spróbować nurkowania. 😉 Na początku sprawa wydaje się łatwa – trzeba założyć ciężki sprzęt, pooddychać trochę przez usta i po prostu popłynąć. Po co tylko te wszystkie ostrzeżenia na piśmie, informacje, że jest to sport wymagający fizycznie i zabezpieczenia pod postacią kilku podpisów pod groźnymi dokumentami? 😉

Cóż, to się zaraz okaże… 😁

Fotka własna 🙂

Są dwie rzeczy, których się obawiam: skurcze i wstrzymywanie oddechu. Na basenie czy na jodze często łapią mnie skurcze w stopie, więc spodziewam się ich i tutaj…. Uprzedzę fakty – nie złapał mnie ani jeden, może suplementowanie się magnezem od czasu do czasu faktycznie pomaga. 😉

Jak wchodzę do zimnej wody, jak nurkuje czy jak zakładam maskę i snurkuję, biorę głęboki wdech i przez jakiś czas nie oddycham. To samo przy wysiłku czy stresie. Muszę sobie przypominać, że mam normalnie oddychać, obawiam się więc, że tutaj będzie to samo. A w końcu trzeba normalnie oddychać, bo dekompresja (a jak nie będę oddychać to co? wybuchną mi płuca czy skurczą się jak suszona śliwka? 😜)…

Przed wejściem do wody ubieramy się w piankę i Maria pomaga nam założyć cały sprzęt. Potem daje nam maski i każe do nich napluć i wysmarować ślina, żeby nie parowały. Przez chwilę myślimy, że to żart, przekonuje nas jednak, że tak robią nurkowie – można do tego kupić specjalne preparaty, ale po co skoro ślina jest za darmo i wystarczy potem tylko przepłukać…? 😉 Czaro myśli głośno – „ciekawe ile osób już to robiło przed nami z tymi maskami”. Obrzydliwe! 😅

No dobra, wchodzimy wreszcie do wody – wejście jest ciężkie, bo na dnie pełno jest śliskich kamieni. Zdecydowanie nie warto tu przychodzić bez butów wodnych, bo woda płytka, więc nie płynie się od razu i łatwo można się zabić. 😉

Jak się stresuje to na wszystko zwracam uwagę. I tutaj czuję dziwny smak „ustnika”. Mam wrażenie, że mam ciągle wodę w masce koło nosa i ciągle mi to przeszkadza. Kilka razy chyba wlatuje mi do nosa. Próbuję ją wylać z maski (Maria pokazywała nam jeszcze na zewnątrz jak się to robi pod wodą), ale mam wrażenie, że niewiele to pomaga i ona wciąż tam jest.

Jak już zanurkowaliśmy i chwilę posiedzieliśmy w wodzie, robiąc ćwiczenia, których zapomniałam, nachodzi mnie myśl, że nie będę mogła w każdej chwili wrócić na górę, ja MUSZĘ ciągle oddychać z butli i nie ma innego wyjścia! Tak chyba zaczyna zbliżać się panika… 😉

Rośnie tymbardziej, że nie mogę zrozumieć, o co chodzi instruktorce, a widzę, że coś ode mnie chce. W ramach ćwiczeń powinnam wyjąć ustnik i go przeczyscić, i zupełnie o tym zapominam przez stres. Do tego cały czas próbuję pozbyć się wody z maski i mało mi to daje. Pokazuję więc coraz bardziej energicznie, że chcę na górę! Po chwili faktycznie wypływamy.

Czyli jednak można wrócić na górę, jeśli trzeba…! 😜

(Słyszałam niejednokrotnie opinie, że jestem panikarą, i ciągle się dąsam, jak to słyszę. Ale jak pisze o moich przygodach z nowymi sportami, to dochodzę do wniosku, że to jest chyba jednak smutna prawda… (!) 😱).

Wypływamy na wierzch, Maria wyjaśnia mi o co chodzi i znów nurkujemy. Tym razem mówię sobie, że ta woda przy nosie to normalne, że Maria też ma wodę w masce (widziałam) i nie jest to nic strasznego. Po prostu trzeba oddychać tylko ustami. Trzeba się do tego przyzwyczaić i zaakceptować. Z doświadczenia wiem, że siła sugestii potrafi zdziałać cuda, więc nawet jeśli to nie jest wcale normalne, nic mnie to w chwili obecnej nie obchodzi! 😄

I wreszcie akcja!

Próbujemy więc oboje z Czarkiem płynąć, jedną ręką trzymając za rękę Marię, która nas nie puszcza. Chyba boi się, że za bardzo się oddalimy od niej i nie będzie mogła nas złapać. Zatrzymujemy się na zdjęcia, klękamy na kamieniach, które obcierają mam kolana, bo prąd wody jest dość silny i pcha nas raz do przodu, raz do tyłu. Bierzemy do ręki jakieś kłujące zwierzątko wodne, które nie puszcza nas, nawet jak obrócimy rękę do góry nogami.

Płyniemy dalej, a przynajmniej próbujemy, bo trochę kopię Czarka, który jest tuż obok mnie i tak jak ja niezdarnie walczy z prądem. Orientuję się, że Justin już dawno gdzieś zniknęła, pewnie zajął się nią asystent Marii, którego imienia nigdy nie poznaliśmy. 😉

Ponieważ to mój pierwszy raz, dużo uwagi zwracam na instruktorkę, oddychanie, wyrównywanie ciśnienia oraz sprzęt, zamiast skupić się na otaczającym mnie świecie wodnym. Szczerze mówiąc to przyroda tutaj i tak nie powala – więcej ryb widziałam podczas snorkellingu w Malezji.

W pewnym momencie zatrzymujemy się przy czymś co wygląda jak kamień – dotykamy tego pojedynczo, a Maria cyka fotki. Kamień jest gładki i miękki. I okazuje się chyba żywym organizmem, kiedy prąd wody nagle rzuca mną w dół i moja ręka wchodzi w „kamień” jak w masło. „O, Boże, czy ja właśnie zabiłam przypadkiem jakieś stworzonko wodne!?” 😱

Szybko macham nogami, aby się unieść, i czarne coś na szczęście odzyskuje swój poprzedni kształt. „Ufff, chyba jednak żyje…” 😉 😁

Byliśmy w wodzie przynajmniej 40 minut i zeszliśmy bodajże na głębokość 6 metrów. Strasznie szybko minął mi ten czas. Długość nurkowania zależy od tego, na ile starczy Ci tlenu – Czaro ponoć szybko go zużywał, bo wziął sobie do serca regularne oddychanie i ciągle puszczał bąbelki. 😉 Ja jednak oddychałam chyba głębiej i spokojniej.

Nie płynęliśmy sami prawie w ogóle, instruktorka chyba na chwilę nas puściła, żeby zrobić zdjęcia – nie pamiętam tego, ale na przykład widać na filmiku jak Czaro nieporadnie próbuje płynąć. 😄 Wydaje mi się to dziwne, bo w wodzie Czarek z reguły radzi sobie dużo lepiej niż ja, a miałam wrażenie, że teraz było odwrotnie.

Praktycznie

Jak pisałam, zapłaciliśmy €80/osobę.

O 8 nas zabrali z centrum w Chanii, o 12:40 wracaliśmy z ich siedziby głównej, ok 13:30 byliśmy z powrotem, bo jeszcze odwoziliśmy inne osoby. Centrum oferuje kursy nurkowania jak i wypady snorkellingowe. Na Krecie chyba jednak nie ma szczególnie pięknych miejsc na pływanie, więc nie zapisaliśmy się na snorkelling, który swoją drogą jest dość drugi (€50) i na wszystkich oglądanych przeze mnie stronach wlicza szybki wstęp instruktażowy, co wydaje mi się zbędne, ale może tego wymagają przepisy w Grecji.

Czy mi się podobało? Nie było źle, ale nie mogę też powiedzieć, że było super, bo zbyt bardzo skupiałam się na sprzęcie i rzeczach, które dla nurka są potem już mechaniczne, jak oddychanie. Ale z chęcią zapiszę się na pełen kurs, aby popływać samej, tylko w jakimś ładniejszym miejscu, gdzie więcej jest koralowców i ładnych rybek. 😉

Plan całej podróży z zaznaczonymi punktami na mapie znajdziesz tutaj.

Nisia

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

Jedna myśl na temat “Nurkowanie wcale nie jest straszne! (Kreta)

Dodaj komentarz