Duchy gejsz i świątynie (Kioto)

Japonia zawsze kojarzyła mi się ze starymi świątyniami, samurajami oraz gejszami. Nie ma w tym nic dziwnego, bo te tematy dominowały kiedyś w filmach japońskich trafiających do Europy. I o ile ciężko byłoby zobaczyć na żywo prawdziwego samuraja 😉 tak wKioto jest możliwość dostrzeżenia gejszy szybko przemykającej pośród ulic Kioto.

* Główne zdjęcie – Tofukuji

Gion – dawna dzielnica gejsz

Dzielnica Gion jest utrzymana dość dobrze w tradycyjnym stylu – są tu niskie domy, a ulice oświetlone są pięknymi lampionami. Nie ma zbyt dużo sklepów spożywczych czy automatów z napojami, które mogłyby psuć cały klimat.

Zanim przyjechaliśmy do Japonii, robiłam research na temat tej dzielnicy, ponieważ mapy Google nie pokazują konkretnie, gdzie ona się znajduje. Znalazłam bardzo pomocną stronkę, na której można poczytać trochę o tym miejscu (po angielsku). Najlepiej jest zgubić się idąc za lampionami i uroczymi alejkami, ale tak czy tak trzeba wiedzieć, gdzie zacząć. 😉

Byliśmy tutaj 2 razy – pierwszego dnia widzieliśmy Gion nocą i bardzo nas urzekł, więc planowaliśmy wrócić tu jeszcze za dnia. Ale że dużo miejsc w Kioto jest zamykane do godziny 17, to te inne były naszym priorytetem i znowu wylądowaliśmy tutaj późnym wieczorem, jak już było ciemno. 😀

Wystartowaliśmy z ulicy Hanami-koji, a potem szliśmy bez mapy, kierując się pięknie oświetlonymi uliczkami, wchodząc w różne zakamarki i podziwiając architekturę oraz klimat. Niegdyś, to tutaj szkoliły się, mieszkały oraz pracowały gejsze.

Mówią, że jeśli ma się szczęście wieczorem można jeszcze ujrzeć gejsze przemykające do pracy. Nie jest to zbyt częsty widok, Czaro dojrzał jedną z daleka, a kiedy ja się odwróciłam, postać sprawiała wrażenia raczej ducha bądź wspomnienia. Zniknęła tak szybko, że nawet nie byliśmy pewni, czy to co widzieliśmy to była prawdziwa gejsza czy tylko ktoś w kimonie. Ja jednak wolę wierzyć, że to pierwsze. 😉

Innym rozwiązaniem, żeby ujrzeć gejszę, jest wejście do restauracji, w której można nie tylko zjeść, ale także posłuchać gejsz lub maiko (uczennic na gejszę) grających na instrumencie. Taka rozrywka jest dość droga – z tego co pamiętam to było jakieś 10-15 tys yenów za osobę, wliczając jedzenie i picie.

Zastanawialiśmy się nad tym przez chwilę, no bo możliwe, że nigdy więcej nie będzie takiej okazji, ale jednak mój rozsądek (lub wewnętrzny „Janusz”) przeważył szalę i zrezygnowaliśmy, tłumacząc sobie, że gejsze pewnie nie mówią zbyt dobrze po angielsku, że pewnie i tak wszystko zarezerwowane i że to w sumie sporo hajsu. 😛 (umysł bywa kreatywny jak szuka wymówek). Tego samego dnia byliśmy w świątyni Kiyomizu-dera i chodziliśmy w kimonach, i to nam w sumie wystarczyło, jeśli chodzi o wrażenia. 😉

Na skraju dzelnicy Gion znajduje się Yasaka Shrine, które jest cudnie oświetlone i według którego kręciliśmy się sporo, robiąc zdjęcia i podziwiając. Jako że jest duży kontrast między jasną bramą i ciemnym niebem Kioto, zdjęcia nie oddają uroku bramy. 🙂

Tutaj również było się gdzie pobłąkać, bo za bramą był całkiem ładny teren ze świątyniami, ołtarzykami oraz lampionami. Po prostu cudnie! 🙂

Nieopodal znajduje się także Philosopher’s path – ścieżka leżąca wzdłuż rzeki, która jest ponoć piękna i warto się nią przejść. Taki był plan, ale po raz kolejny zabrakło nam czasu. Zwłaszcza, że cała ścieżka ma kilka kilometrów długości, więc byłby to dość wymagający spacer po całym dniu zwiedzania miasta.

Świątynia Tofukuji

Tutaj również zawitaliśmy dwa razy – pierwszego dnia trafiliśmy tu zupełnie przypadkiem – po wyjściu z Fushimi Inari błąkaliśmy się po okolicy, trochę bez celu, trochę obczajając losowe świątynie. Było już koło 17, Tofukuji więc była zamknięta, ale przez mostek widzieliśmy, że jest to coś wartego zwiedzenia. Wróciliśmy tu więc przy najbliższej okazji.

Jest to właściwie zespół świątyń z ogromnym obszarem pełnym ładnych budynków i ogrodem (niestety ogrodu nie udało się nam zobaczyć). Jest co oglądać, nie ma tłumów i można na spokojnie sobie pospacerować, podziwiając świątynie. Zrobił na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie niż Złoty Pawilon pomimo tego, że Tofukuji nie było wszędzie reklamowane jako atrakcja konieczna do zobaczenia (a może właśnie dzięki temu).

To mi się właśnie podobało w Japonii – że można zgubić się celowo w jakiejś dzielnicy i zawsze znajdzie się coś ciekawego do oglądania. Pewnie jest to po prostu kwestia zupełnie innej kultury i architektury, ale warto o tym pamiętać, jeśli się tam wybieracie.

Kioto vs Tokio

Po powrocie do domu kolega pytał mnie, co najbardziej podobało mi się w Japonii i które miasto było ładniejsze – Kioto czy Tokio. I ja zupełnie nie byłam w stanie odpowiedzieć na te pytania jednoznacznie.

Klimat panujący w tych miastach jest po prostu inny. Tokio jest bardzo nowoczesne i przez to praktyczne oraz wygodne, co dla mnie jest dość ważne. Łatwość w używaniu metro, wszędzie dostępne sklepy, gdzie można kupić pyszne pampuchy – to wszystko sprawiło, że bardzo spodobało mi się to miasto.

Z drugiej strony mieszka tam ponad 9 milionów osób i jest to stale odczuwalne nie tylko w wiecznie towarzyszącym Ci na ulicach tłumie, ale także w ogromnych drogach oraz wysokich budynkach.

Główna ulica przy Yasaka Shrine

Kioto pod tym względem sprawia wrażenie małego miasteczka (mimo iż mieszka tam prawie półtora miliona ludzi 😀 ) – jest o wiele mniejsze, budynki są niższe, nie napchane tak bardzo jeden na drugim. No i zabudowanie po prostu kojarzy mi się ze spokojnym tradycyjnem miastem japońskim, nie z ogromną metropolią.

Ciężko jest więc polecić tylko jedno miejsce, najciekawsze jest właśnie porównanie jednego do drugiego. 🙂

Plan mojej podróży znajdziesz na mapach Polarsteps.


Spóźnione Wesołych Świąt, oraz Szczęśliwego Nowego Roku! 😉

Nisia

Photo by Czaro (instagram.com/czesu)

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

3 myśli na temat “Duchy gejsz i świątynie (Kioto)

Dodaj komentarz