Podróżowanie w czasach pandemii (Wrocław – Budapeszt)

W lipcu leciałam do Budapesztu i zastanawiałam się czy w ogóle do tego dojdzie. Czytałam jak wygląda obecnie latanie, ale sytuacja jest na tyle dynamiczna, że warunki zmieniają się z tygodnia na tydzień, a czasem z dnia na dzień.

Przed podróżą

Loty rezerwowałam niedługo po tym jak ogłosili w Polsce, że wznawiają loty międzynarodowe, czyli gdzieś w połowie czerwca. Nie byłam za granicą od listopada, co dla mnie jest naprawdę długo. Nie mogłam się więc doczekać kolejnej podróży. Czaro wyjeżdżał z chłopakami na wyjazd rowerowy w Alpy (w Alpy! ale zazdro :p), nie chciałam więc sama siedzieć w domu. Nie powstrzymało mnie nawet to, że nikt nie chciał ze mną jechać – planowałam babski wjazd, ale albo ktoś nie chciał jechać za granicę, bo pandemia, albo bo za granicą drogo (w Polsce w chwili obecnej taniej wcale nie jest), albo że nie ma pieniędzy. Dziewczyny z Anglii z chęcią by poleciały, ale tam jeszcze długo obowiązywała kwarantanna po powrocie do kraju. A tak czy tak Węgry nie chciały bodajże wpuszczać ludzi z UK bez kwarantanny bądź dwóch testów. Ale o tym zaraz…

Szukałam fajnego i cywilizowanego miejsca, gdzie będę miała dużo do roboty (żebym się nie nudziła i żeby za bardzo nie doskwierała mi samotność), więc stwierdziłam że na obijanie się na plaży przyjdzie jeszcze czas. Budapeszt wydał się idealnym wyborem, zwłaszcza że jeszcze nigdy tam nie byłam, a loty odbywały się prawie codziennie, więc łatwo można było je dostosować.

Parlament w Budapeszcie

Z tego co pamiętam na początku Węgry wpuszczały wszystkie kraje UE oraz EEG poza kilkoma wyjątkami typu UK. Można więc było jechać bez problemu. Zarezerwowałam noclegi (zamierzałam zatrzymać się też nad Balatonem) i machina planowania ruszyła.

Ostatnio za dużo nie planuję, mamy z Czarkiem trochę improwizacji na wyjazdach, głównie dlatego że planowanie zajmuje sporo czasu jeśli faktycznie chce się sprawdzić wszystkie opcje i możliwości (a ja mam do tego tendencje). Tym razem jednak było inaczej, bo jak już kiedyś pisałam, planowanie daje mi poczucie bezpieczeństwa i kontroli, a że sama teraz leciałam, bardzo tego potrzebowałam.

Zwłaszcza że na początku z jakiegoś powodu ubzdurałam sobie, że to mój pierwszy raz samodzielny za granicą. I zaczęłam się powoli stresować. 😂 Do czasu aż przypomniałam sobie, że to jest nie pierwszy a trzeci mój taki wyjazd! Wcześniej była Malta na tydzień i kilka miast w Andaluzji. Fakt, że 3-4 lata temu, ale jednak…. Może przez tą przerwę pojawił się stres i małe zamieszanie. 😉

Baszta Rybacka

Moje obawy

Trzy dni przed lotem Węgry wprowadziły klasyfikacje państw z podziałem na 3 grupy, z czego te kraje z zielonej grupy mogły swobodnie wjeżdżać i poruszać się po Węgrzech, te z czerwonej nie miały wstępu, a te z pomarańczowej musiały albo przejść kwarantannę albo mieć ze sobą 2 negatywne wyniki testów na covida zrobione w ciągu ostatnich 5 dni, ale chyba nie później niż 48 godzin przed lotem. No i wybiórczo mogli badać pasażerów i wstrzymywać ich do czasu uzyskania wyników i takie tam.

Na początku nie mogłam znaleźć potwierdzenia, do której grupy należy Polska – nasze kochane MSZ nie było na bieżąco i strona nie była aktualna. Na szczęście okazało się, że mamy możliwość swobodnego wjazdu na Węgry. Mój umysł już zaczął zastanawiać się, co by było jeśli musiałabym przechodzić kwarantannę. Czy może zrobić testy….?

Robił ktoś w ogóle któreś testy? Czytałam, że jedne mogą nie być poprawne i lepiej zrobić dwa żeby mieć pewność. Z drugimi też coś było nie tak, ale już nie pamiętam co. 😛

Generalnie to nie widziałam, żeby ktoś szczególnie przejmował się tym na lotnisku w Budapeszcie albo żeby kogoś brali na bok. Chociaż fakt, że ze 2 osoby czekały na coś dłużej, ale nie mam pojęcia, o co chodziło (może właśnie o wirusa? 😉 ).

Przeloty

Loty do Budapesztu znalazłam z Warszawy naszymi polskimi liniami, ale po krótkim researchu odkryłam, że bardziej opłaca mi się dokupić loty przesiadkowe z Wrocławia niż jechać pociągiem do Warszawy i tam nocować. I oczywiście dużo szybciej. W takiej konfiguracji loty miały mi zająć jedyne 4 godziny w jedną stronę, do tego LOTem lata się jednak dość przyjemnie i raczej sprawnie. Gdybym miała wybór to wybierałabym go częściej niż Ryanaira czy Wizzaira, pomimo tego, że raz LOT odwołał mój przelot – albo raczej zmienił na późniejszy w tym samym dniu, więc nie było z tym żadnego problemu. Wyglądało na to, że LOT wrzucał dużo przelotów tego samego dnia na tej samej trasie, żeby ludzi zachęcić, a potem je odwołał i zostawił jeden, na który wrzucił wszystkich pasażerów.

Tym razem też był spory wybór lotów z Wrocławia do Warszawy i potem do Budapesztu, zastanawiałam się więc czy ta sytuacja się nie powtórzy. [Spoiler! na szczęście tak się nie stało. ;)] Miałam to ciągle z tyłu głowy zwłaszcza dlatego, że ludzie pisali w necie, że ich loty zostały zupełnie odwołane i się nie odbywają, a LOT sprzedawał nowe bilety. I dlatego, że LOT ponoć był (jest?) na skraju bankructwa, bo bardzo źle odbiła się na nim pandemia. Ale na koniec czerwca wystartował z masą nowych tras do kierunków urlopowych jak Kos czy Rodos, prawdopodobnie licząc na duży strzał gotówki. Ale chyba się przeliczył, bo jednak samoloty nie latają wypełnione.

W każdym razie mnie udało się bezproblemowo polecieć na Węgry i z powrotem, z czego byłam bardzo zadowolona, bo słabo by było gdzieś utknąć. 😉 Z drugiej strony kilka dodatkowych przymusowych dni nad jeziorem pewnie nikomu jeszcze nie zaszkodziło. 😉 😀

Nasza mała „ważka”

Z Wrocławia do Warszawy leciałam małą „pierdziawką” – i jest to akurat odpowiednie określenie, bo samolot wydawał podobne dźwięki kiedy koła były wysunięte. Ta mała „ważka” miała 2 rzędy tylko po 2 siedzenia, a mimo tego połowa samolotu nie była wypełniona. Generalnie nie polecam lecieć takim samolotem osobom, które lecą pierwszy raz i się boją, bo o wiele mocniej niż trzęsie niż standardowymi Boeingami i jest o wiele głośniej.

Do Budapesztu samolot był większy, ale z taką samą ilością rzędów – tak samo było w drodze powrotnej. I tylko pierwszy lot był taki pusty, potem było więcej osób, ale ani razu samolot nie był zupełnie wypełniony, maksymalnie w 3/4.

Na tablicy było kilka lotów odwołanych, ale był to nieduży ułamek w porównaniu z tymi, co odbywały się planowo, można to więc pewnie uznać za normalne. 😉

Maseczki trzeba nosić na lotnisku i w samolocie prawie cały czas. Na lotniskach zdarzały się jednak osoby, które tego nie robiły i chyba nikt nie zwracał im uwagi. Trochę się nie dziwię, bo ciężko jest wytrzymać 4 godziny albo dłużej w maseczce. Jeśli chce się zdjąć ją „legalnie” to można siąść w knajpie z czymś do picia czy jedzeniem, bo przy stoliku nie trzeba mieć maseczki. W LOCie dają też przekąski, więc tym bardziej jest pretekst, żeby zdjąć maseczkę i odetchnąć na jakiś czas.

Na lotnisko mogą wejść tylko osoby z biletem, na samym początku straż graniczna mierzy temperaturę. Co ciekawe w drodze powrotnej w Budapeszcie mierzyli temperaturę dopiero pod bramką. Znaczy to tyle, że gdyby ktoś miał mieć gorączkę to wykryliby to dopiero po tym jak miał styczność z wieloma innymi osobami na lotnisku. 🙂 Jak widać, jest to więc tylko pro-forma, żeby nikt się nie przyczepił. Taksówkarz, z którym rozmawiałam w Budapeszcie, mówił, że problem koronawirusa na Węgrach praktycznie nie występuje.

We Wrocławiu na lotnisku były oznaczone odległości 1,5 metra przy odprawie bagażowej, przed bramka i w kolejkach do knajp, żeby łatwiej było zachować odstęp. Właściwe wszędzie. Do tego dystrybutory płynów antybakteryjnych – może dlatego pomimo pustek (parz główne zdjęcie) lotnisko śmierdziało bimbrem. 😉 W Warszawie na lotnisku Chopina za bardzo nie widziałam nic takiego, chyba mają to w poważaniu. 😉 Oznaczenia żeby zachować dystans spotkałam tylko w rękawie przy wejściu do samolotu. A lotnisko jest kilka razy większe, i tutaj było o wiele więcej ludzi oraz lotów. Na lotnisku w Budapeszcie też trzeba było zachować odstęp i były tam oznaczenia.

Co ciekawe nikt nie pytał się mnie o dowód w drodze na Węgry, musiałam go pokazać dopiero raz w drodze powrotnej. Wiem, że ciężko jest zweryfikować tożsamość, kiedy ludzie mają maseczki, bo widać tylko oczy, ale w takiej sytuacji można polecieć nie na swoim bilecie. Co jest trochę martwiące, bo zdarzały się sytuacje, gdzie ktoś poleciał nieodpowiednim samolotem.

No, ale wydaje mi się, że to nie pierwszy raz, kiedy dziwiłam się, że nikt nie patrzy na mój dowód, a wystarczy zeskanować bilet. Co mnie jednak zaskoczyło to formularz, który dostałam w trakcie lotu z Budapeszt do Warszawy. Był to formularz z sanepidu z danymi osobowymi i informacjami gdzie się zatrzymujesz w Polsce. Do wykorzystania gdyby się okazało, że ktoś z lotu był chory i trzeba by było szukać innych.

Węgry

Tutaj maseczki obowiązują tylko w środkach transportu (metro, autobusy, taksówki) i w atrakcjach turystycznych (wewnątrz budynków). Ludzie tego faktycznie przestrzegają, bardziej niż u nas, chociaż czasem mają maseczki pod nosem, ale znacznie rzadziej niż w Polsce. W pociągu niektórzy nie nosili masek i ponownie nikt się nie czepiał. Część osób miało maski poniżej nosa, konduktorzy też. W teorii pewnie na statku w trakcie rejsu też powinniśmy mieć maseczkę, ale chyba nikt jej nie miał. Pokład w sumie nie był zamknięty i nawet w połowie niewypełniony. Nikt się nie czepiał, nawet o tym nie wspomniał, mnie na początku nawet nie przyszło to do głowy.

No i wyglądało na to, że na Węgrzech było mało turystów. Nie byłam nigdy w Budapeszcie, ale tłumów nie widziałam i nie sądzę, że to tak wygląda w szczycie normalnego sezonu. W metrze koło godziny 17 w niedzielę nie były nawet wszystkie miejsca zajęte, tak mało było ludzi. W restauracji gdzie w opiniach pisali, że lepiej zrobić rezerwację, tylko połowa stolików była zajęta. Nie mówiąc o tym, że dość sporo restauracji i sklepów była pozamykana – w pewnym momencie miałam problem, żeby znaleźć knajpkę z węgierskim jedzeniem, która nie miałaby oceny na Google poniżej 4 albo nie była bardzo droga.

Nad Balatonem chyba było więcej ludzi i mam wrażenie, że w kolejne dni trochę ludzi przybyło, ale wciąż nie widziałam tłumów. Było całkiem przyjemnie. Śmiem twierdzić, że turystyka na Węgrzech jeszcze nie wstała. 😉 Z lotami międzynarodowymi jest to samo. Dla mnie na plus – mniej kolejek, ładniejsze zdjęcia i większy spokój. 🙂

O ogólnych wrażeniach z wyjazdu w następnej notce. 🙂

Nisia

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:


Dodaj komentarz