Właściwie to chyba nigdy nie pisałam o tym, jak zaczęły się moje podróże, pomimo iż bloga mam ponad 2 lata, a jest to właśnie blog podróżniczy. 😉 Skupiam się raczej na miejscach, które odwiedzam, ale myślę, że ciekawym może być też dlaczego to robię, jak to robię oraz jak do tego doszło. O tym będzie dziś. 🙂
Całe życie chciałam podróżować, chciałam być Martyną Wojciechowską jeżdżącą po świecie i kręcącą materiały o spotkanych ludziach, piszącą artykuły o odwiedzonych miejscach. 😀 I nie chodziło tu o sławę, ale o odkrywanie nowych miejsc, przeżycia i dzielenie się nimi, zarażanie innych swoją własną pasją. Ale nigdy tak naprawdę nic w tym kierunku nie robiłam, bo zawsze miałam wymówki, zawsze coś innego było ważniejsze. Było to takie dalekie marzenie, z góry skazane na niepowodzenie. Tą chęć podróży spychałam na dalszy plan, ukrywałam ją w głębokich czeluściach mojej duszy, udając, że nie istnieje…
Punkt kulminacyjny
Aż do momentu, kiedy dużymi krokami zaczęła zbliżać się 30tka – wielka, straszna 30tka (!), która dała mi dużo do myślenia.
Wpis z serii Z Życia Bloga, czyli co się u mnie działo w tym miesiącu i jak wyglądają moje podróże od podszewki
Do momentu jak zostałam sama w pustym mieszkaniu, bo po raz kolejny rozpadł mi się związek, w którym dawałam z siebie bardzo dużo, a chyba niewystarczająco brałam dla siebie samej (no bo jak mogłam nie podróżować skoro tak bardzo chciałam?). Nikt mnie do tego nie przymuszał, robiłam to z własnej woli, więc pretensje mogę mieć tylko do siebie samej (ale i tak ich nie mam, bo po co?).
Od kiedy pamiętam zawsze mieszkałam z kimś, za młodości dzieliłam nawet pokój z bratem, a jak nikogo nie było w mieszkaniu to towarzystwa dotrzymywał mi pies. Dlatego taka nagła samotność, do której nie jest się przygotowanym jest czymś strasznym i ciężkim do przebrnięcia. Taka samotność daje dużo czasu na przemyślenia, na poznanie siebie, stawienie czoła swoim strachom oraz próbę odkrycia swoich pragnień i myślenia o nich (no nareszcie!). Wtedy powiedziałam sobie „jak nie teraz, to kiedy?” – tekst, który zdarza mi się powtarzać i który bardzo do mnie przemawia. 🙂 Jeśli powstrzymywałam się z podróżami prawie do 30tki, to jak mogłam mieć pewność, że nie będę tego robić przez kolejne 10 czy 20 lat?
Zaczęłam eksperymentować, próbować różnych rzeczy, szukać tego, co lubię robić w życiu i co sprawia mi radość. Droga na początku była trudna, bo wydawało mi się, że nic mnie nie interesuje, ale w pewnym momencie odnalazłam siebie i cały czas to robię – odkrywam siebie wciąż na nowo. 🙂 I jest to super uczucie! Oglądaliście może film „Jestem na tak” z Jimem Carreyem? On mnie zainspirował, chociaż tak szalonych przygód nie miałam i potrafiłam być asertywna. 😉
Zanim potwierdziłam, że podróże to faktycznie jest coś, co kocham, zwiedziłam zaledwie 5 krajów wliczając Polskę – była tam też Anglia, Norwegia, Niemcy oraz Czechy. W Anglii mieszkałam, a jeśli chodzi o resztę to byłam tylko w jednym miejscu w każdym z tych krajów i to na krótki czas – Czechy to nawet na wycieczce szkolnej w podstawówce ;). Teraz, po 3 latach podróżowania tylko w czasie urlopów, jest ich 13 (niektóre odwiedzone kilkakrotnie), do tego byłam na 4 kontynentach i nie zamierzam na tym poprzestać. 🙂 Zdarza mi się 10 czy 12 wyjazdów w ciągu roku (nie jeżdżę nigdy na objazdówki, gdzie zalicza się 3 kraje na raz) i nie jest to dla mnie czymś bardzo dziwnym – oczywiście wliczam także wyjazdy po Polsce oraz wypady weekendowe. 😉
Nie próbuję się chwalić, ale pokazać, że ważne jest, żeby iść za głosem serca i robić to, co się kocha, bo dla mnie podróże to zdecydowanie ogromna pasja i jeżdżę tyle, bo kocham to robić. 🙂 Podróże dają mi dużo radości i może jestem już od nich trochę uzależniona (potrafię to uzależnienie kontrolować), ale bez nich moje życie nie byłoby takie samo. 🙂 I gdybym zaczęła wcześniej, miałabym dziś o wiele większą wiedzę i doświadczenie. 🙂
A gdybym nie zrozumiała, że moje życie musi się zmienić, to możliwe, że wciąż borykałabym się w tej niby-wegetacji zwanej życiem [piszę „niby”, bo moje życie zawsze było barwne i pełne wrażeń, ale nie zawsze chyba miałam stery w rękach]. I podróże zostałyby tylko marzeniami. A tak, gdzieś tam w trakcie całego długiego procesu mojej wewnętrznej przemiany, po wyjeździe do Maroko zrozumiałam, że świat stoi otworem, że podróżowanie jest proste jak nigdy i ograniczenia są tylko u mnie w głowie (no i w kieszeni 😉 ).
Jak zaczęłam jeździć po świecie zdecydowałam, że chcę pisać bloga i dzielić się informacjami, zdjęciami i wrażeniami z innymi. Że chcę mieć pamiątkę na stare lata dla siebie, a może i dla przyszłych pokoleń. 😉 Od tamtego czasu blog bardzo się rozrósł i przeszedł niejedną metamorfozę. Mam wrażenie, że wciąż nie jest to jego finalna wersja, ale wszystko na tym świecie się zmienia i jest to raczej zaleta. 🙂
Jak to robię, że tyle podróżuję?
Znajomi czasem pytają mnie, skąd mam tyle urlopu, żeby ciągle gdzieś jeździć. I o ile faktycznie mam sporo urlopu, to dodatkowo wymaga to ode mnie też trochę poświęcenia.
Pierwsza ważna sprawa to oszczędzanie dni urlopowych – nigdy nie urlopuję się po to, żeby siedzieć w domu, czytać książkę czy grać na konsoli – szkoda mi po prostu czasu. Dodatkowo zawsze biorę minimum urlopu, który potrzebny jest do wyjazdu i staram się wykorzystać te dni wolne maksymalnie. Na przykład w czerwcu jechałam z dziewczynami na Sycylię, wylatywałyśmy w środę o godzinie 17:40. Wszystkie bodajże wzięły tego dnia wolne, a ja spakowałam się dzień przed, w środę zaczęłam pracę wcześniej, skończyłam koło 15:30 i pojechałam prosto na lotnisko. No bo po co brać wolne, jeśli wyjeżdżam już prawie wieczorem? 😉
Podobnie jest jak odwiedzam rodzinę w Trójmieście albo jak jeździłam do znajomych w Anglii, gdzie byłam setki razy – jeśli byłam tam w ciągu tygodnia to zabierałam ze sobą laptopa i pracowałam kilka dni zdalnie. Bywa to męczące, bo potrafię wrócić w niedzielę z dość intensywnego 2-tygodniowego wyjazdu z Malezji, a następnego dnia już do pracy. A na moich intensywnych wyjazdach nie ma zbyt wiele czasu, żeby fizycznie odpocząć. Odpoczywa się aktywnie, psychika odpoczywa, ale jednak organizm niekoniecznie. 😉 W ten sposób zaoszczędza się kilka dni – niby mało, ale przynajmniej na jeden dodatkowy wyjazd wystarczy.
Często wyjeżdżam na krótki okres czasu, w okolicach weekendu – w ten sposób można pojechać na 3-5 dni za granicę, a wziąć tylko 1-3 dni urlopu. Oczywiście są minusy, bo jest mało czasu na zwiedzanie, więc znów robi się z tego dość intensywny wyjazd, ale dzięki temu mogę podróże rozłożyć dość równo w ciągu roku i regularnie gdzieś wyjeżdżam. Moja potrzeba nowości i odkrywania jest więc zaspokojana i nie musi czekać kolejnych 3 czy 4 miesięcy na następny urlop. 🙂 Do tego jestem w stanie zobaczyć więcej różnych miejsc i potem wrócić do tych krajów, które bardziej mi się spodobają. Bo żeby tak naprawdę poznać jakiś kraj, trzeba by było w nim zamieszkać na przynajmniej kilka miesięcy i przejechać go wzdłuż i wszerz.
Jak można się spodziewać sporo hajsu spędzam na wyjazdy – chociaż wiem, że da się taniej podróżować, to jak wyjeżdżam w świat chcę mieć pewność, że będę mieć gorącą wodę pod prysznicem, wygodne łóżko i brak obaw, że ktoś mnie okradnie. 😉 Raz chyba obliczyłam sobie, ile mniej więcej w ciągu roku wydałam na wszystkie podróże i wyszło mi kilkanaście tysięcy i to było bliżej dwudziestu. Nie pamiętam dokładnie ile wyszło ani czy by to rok wyjazdu do Meksyku, który był dość długi i drogi, ale wydaje mi się, że nie. 🙂 Potem już więcej nie liczyłam, chyba jednak nie do końca chcę być świadoma, jak dużo pieniędzy „marnuję” na moją ukochaną pasję. 😉 Pracuję w branży IT, gdzie kokosów może nie zarabiam, ale dość dobrze płacą, bo mam już dość spore doświadczenie. Ale ostatnio mam wrażenie, że coraz więcej wydaję i oszczędności zaczynają mi się kończyć, więc trochę próbuję przystopować, zwłaszcza, że w przyszłym roku chciałabym znowu pojechać do Azji.
Od jakiegoś czasu w postanowieniach noworocznych wliczam zawsze przynajmniej 6 wyjazdów i minimum jeden wyjazd do nowego kraju. Podróże u mnie mają priorytet – są ważniejsze od kupna mieszkania (bo kredyt kosztuje), samochodu i prawie wszystkiego innego. Większość oszczędności wykorzystuję więc na nie, bo jest to moja pasja, która pcha mnie dalej w życiu i sprawia, że jestem szczęśliwa. A o własne szczęście trzeba dbać. 🙂
* Główne zdjęcie by Czaro – Langkawi Sky Bridge w Malezji (Maj 2018)
Nisia
Tutaj znajdziesz wszystkie miejsca, w których byłam, w które chciałabym pojechać wraz z mapą i opisami.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
Moi znajomi mieli zawsze to samo pytanie, skad mam pieniadze i czas na to , i zawsze im odpowiadalam to samo, najwazniejsze to inteligentne rozplanowanie urlopu. A pieniadze mozna zaoszczedzic nie kupujac np ubran za duzo.
Teraz wszyscy sie juz przyzyczaili i nikt nie pyta 🙂
Fajnie usłyszeć, że jest więcej osób, które stawiają podróżowanie jako sprawę priorytetową 😀
Super. Gratuluję tak wspaniałej pasji.
Ja pozwiedzałam już Europę. Teraz marzę o Azji.
Ahoj przygodo
Trzymam kciuki za żeby przyszła jak najwcześniej 🙂
Trzymam kciuki, żeby przygoda przyszła jak najwcześniej 🙂
Ja też 🙂
Do finansowania podróży mam podobne podejście jak Ty – jest to absolutny priorytet. Zdecydowanie wolę zainwestować kasę w kolejny wyjazd niż np. kupić nowe meble. Mam świadomość tego, że każda podróż mnie rozwija i czegoś uczy. Zakup nowej kanapy niekoniecznie ;-).
I też uważam, że lepiej zapłacić nieco więcej i podróżować w godziwych warunkach. Wygodne łóżko w bezpiecznym miejscu to podstawa, bo jeśli podróżuje się intensywnie za dnia to w nocy trzeba porządnie wypocząć.
Dokładnie tak! 🙂
Pasje to najlepsza rzecz, jaką ma się w życiu! Bez nich byłoby nudno! 😛