O tym jak to się zaczęło i jakim cudem tyle jeżdżę

Właściwie to chyba nigdy nie pisałam o tym, jak zaczęły się moje podróże, pomimo iż bloga mam ponad 2 lata, a jest to właśnie blog podróżniczy. 😉 Skupiam się raczej na miejscach, które odwiedzam, ale myślę, że ciekawym może być też dlaczego to robię, jak to robię oraz jak do tego doszło. O tym będzie dziś. 🙂

Całe życie chciałam podróżować, chciałam być Martyną Wojciechowską jeżdżącą po świecie i kręcącą materiały o spotkanych ludziach, piszącą artykuły o odwiedzonych miejscach. 😀 I nie chodziło tu o sławę, ale o odkrywanie nowych miejsc, przeżycia i dzielenie się nimi, zarażanie innych swoją własną pasją. Ale nigdy tak naprawdę nic w tym kierunku nie robiłam, bo zawsze miałam wymówki, zawsze coś innego było ważniejsze. Było to takie dalekie marzenie, z góry skazane na niepowodzenie. Tą chęć podróży spychałam na dalszy plan, ukrywałam ją w głębokich czeluściach mojej duszy, udając, że nie istnieje…

Teotihuacan w Meksyku, październik 2016

Punkt kulminacyjny

Aż do momentu, kiedy dużymi krokami zaczęła zbliżać się 30tka – wielka, straszna 30tka (!), która dała mi dużo do myślenia.

Wpis z serii Z Życia Bloga, czyli co się u mnie działo w tym miesiącu i jak wyglądają moje podróże od podszewki

Do momentu jak zostałam sama w pustym mieszkaniu, bo po raz kolejny rozpadł mi się związek, w którym dawałam z siebie bardzo dużo, a chyba niewystarczająco brałam dla siebie samej (no bo jak mogłam nie podróżować skoro tak bardzo chciałam?). Nikt mnie do tego nie przymuszał, robiłam to z własnej woli, więc pretensje mogę mieć tylko do siebie samej (ale i tak ich nie mam, bo po co?).

Od kiedy pamiętam zawsze mieszkałam z kimś, za młodości dzieliłam nawet pokój z bratem, a jak nikogo nie było w mieszkaniu to towarzystwa dotrzymywał mi pies. Dlatego taka nagła samotność, do której nie jest się przygotowanym jest czymś strasznym i ciężkim do przebrnięcia. Taka samotność daje dużo czasu na przemyślenia, na poznanie siebie, stawienie czoła swoim strachom oraz próbę odkrycia swoich pragnień i myślenia o nich (no nareszcie!). Wtedy powiedziałam sobie „jak nie teraz, to kiedy?” – tekst, który zdarza mi się powtarzać i który bardzo do mnie przemawia. 🙂 Jeśli powstrzymywałam się z podróżami prawie do 30tki, to jak mogłam mieć pewność, że nie będę tego robić przez kolejne 10 czy 20 lat?

Polska, lato 2016

Zaczęłam eksperymentować, próbować różnych rzeczy, szukać tego, co lubię robić w życiu i co sprawia mi radość. Droga na początku była trudna, bo wydawało mi się, że nic mnie nie interesuje, ale w pewnym momencie odnalazłam siebie i cały czas to robię – odkrywam siebie wciąż na nowo. 🙂 I jest to super uczucie! Oglądaliście może film „Jestem na tak” z Jimem Carreyem? On mnie zainspirował, chociaż tak szalonych przygód nie miałam i potrafiłam być asertywna. 😉

Zanim potwierdziłam, że podróże to faktycznie jest coś, co kocham, zwiedziłam zaledwie 5 krajów wliczając Polskę – była tam też Anglia, Norwegia, Niemcy oraz Czechy. W Anglii mieszkałam, a jeśli chodzi o resztę to byłam tylko w jednym miejscu w każdym z tych krajów i to na krótki czas – Czechy to nawet na wycieczce szkolnej w podstawówce ;). Teraz, po 3 latach podróżowania tylko w czasie urlopów, jest ich 13 (niektóre odwiedzone kilkakrotnie), do tego byłam na 4 kontynentach i nie zamierzam na tym poprzestać. 🙂 Zdarza mi się 10 czy 12 wyjazdów w ciągu roku (nie jeżdżę nigdy na objazdówki, gdzie zalicza się 3 kraje na raz) i nie jest to dla mnie czymś bardzo dziwnym – oczywiście wliczam także wyjazdy po Polsce oraz wypady weekendowe. 😉

Nie próbuję się chwalić, ale pokazać, że ważne jest, żeby iść za głosem serca i robić to, co się kocha, bo dla mnie podróże to zdecydowanie ogromna pasja i jeżdżę tyle, bo kocham to robić. 🙂 Podróże dają mi dużo radości i może jestem już od nich trochę uzależniona (potrafię to uzależnienie kontrolować), ale bez nich moje życie nie byłoby takie samo. 🙂 I gdybym zaczęła wcześniej, miałabym dziś o wiele większą wiedzę i doświadczenie. 🙂

A gdybym nie zrozumiała, że moje życie musi się zmienić, to możliwe, że wciąż borykałabym się w tej niby-wegetacji zwanej życiem [piszę „niby”, bo moje życie zawsze było barwne i pełne wrażeń, ale nie zawsze chyba miałam stery w rękach]. I podróże zostałyby tylko marzeniami. A tak, gdzieś tam w trakcie całego długiego procesu mojej wewnętrznej przemiany, po wyjeździe do Maroko zrozumiałam, że świat stoi otworem, że podróżowanie jest proste jak nigdy i ograniczenia są tylko u mnie w głowie (no i w kieszeni 😉 ).

Ait Ben Haddou, Maroko, jesień 2015

Jak zaczęłam jeździć po świecie zdecydowałam, że chcę pisać bloga i dzielić się informacjami, zdjęciami i wrażeniami z innymi. Że chcę mieć pamiątkę na stare lata dla siebie, a może i dla przyszłych pokoleń. 😉 Od tamtego czasu blog bardzo się rozrósł i przeszedł niejedną metamorfozę. Mam wrażenie, że wciąż nie jest to jego finalna wersja, ale wszystko na tym świecie się zmienia i jest to raczej zaleta. 🙂

Jak to robię, że tyle podróżuję?

Znajomi czasem pytają mnie, skąd mam tyle urlopu, żeby ciągle gdzieś jeździć. I o ile faktycznie mam sporo urlopu, to dodatkowo wymaga to ode mnie też trochę poświęcenia.

Pierwsza ważna sprawa to oszczędzanie dni urlopowych – nigdy nie urlopuję się po to, żeby siedzieć w domu, czytać książkę czy grać na konsoli – szkoda mi po prostu czasu. Dodatkowo zawsze biorę minimum urlopu, który potrzebny jest do wyjazdu i staram się wykorzystać te dni wolne maksymalnie. Na przykład w czerwcu jechałam z dziewczynami na Sycylię, wylatywałyśmy w środę o godzinie 17:40. Wszystkie bodajże wzięły tego dnia wolne, a ja spakowałam się dzień przed, w środę zaczęłam pracę wcześniej, skończyłam koło 15:30 i pojechałam prosto na lotnisko. No bo po co brać wolne, jeśli wyjeżdżam już prawie wieczorem? 😉

Podobnie jest jak odwiedzam rodzinę w Trójmieście albo jak jeździłam do znajomych w Anglii, gdzie byłam setki razy – jeśli byłam tam w ciągu tygodnia to zabierałam ze sobą laptopa i pracowałam kilka dni zdalnie. Bywa to męczące, bo potrafię wrócić w niedzielę z dość intensywnego 2-tygodniowego wyjazdu z Malezji, a następnego dnia już do pracy. A na moich intensywnych wyjazdach nie ma zbyt wiele czasu, żeby fizycznie odpocząć. Odpoczywa się aktywnie, psychika odpoczywa, ale jednak organizm niekoniecznie. 😉 W ten sposób zaoszczędza się kilka dni – niby mało, ale przynajmniej na jeden dodatkowy wyjazd wystarczy.

Śnieżka, wiosna 2017

Często wyjeżdżam na krótki okres czasu, w okolicach weekendu – w ten sposób można pojechać na 3-5 dni za granicę, a wziąć tylko 1-3 dni urlopu. Oczywiście są minusy, bo jest mało czasu na zwiedzanie, więc znów robi się z tego dość intensywny wyjazd, ale dzięki temu mogę podróże rozłożyć dość równo w ciągu roku i regularnie gdzieś wyjeżdżam. Moja potrzeba nowości i odkrywania jest więc zaspokojana i nie musi czekać kolejnych 3 czy 4 miesięcy na następny urlop. 🙂 Do tego jestem w stanie zobaczyć więcej różnych miejsc i potem wrócić do tych krajów, które bardziej mi się spodobają. Bo żeby tak naprawdę poznać jakiś kraj, trzeba by było w nim zamieszkać na przynajmniej kilka miesięcy i przejechać go wzdłuż i wszerz.

Jak można się spodziewać sporo hajsu spędzam na wyjazdy – chociaż wiem, że da się taniej podróżować, to jak wyjeżdżam w świat chcę mieć pewność, że będę mieć gorącą wodę pod prysznicem, wygodne łóżko i brak obaw, że ktoś mnie okradnie. 😉 Raz chyba obliczyłam sobie, ile mniej więcej w ciągu roku wydałam na wszystkie podróże i wyszło mi kilkanaście tysięcy i to było bliżej dwudziestu. Nie pamiętam dokładnie ile wyszło ani czy by to rok wyjazdu do Meksyku, który był dość długi i drogi, ale wydaje mi się, że nie. 🙂 Potem już więcej nie liczyłam, chyba jednak nie do końca chcę być świadoma, jak dużo pieniędzy „marnuję” na moją ukochaną pasję. 😉 Pracuję w branży IT, gdzie kokosów może nie zarabiam, ale dość dobrze płacą, bo mam już dość spore doświadczenie. Ale ostatnio mam wrażenie, że coraz więcej wydaję i oszczędności zaczynają mi się kończyć, więc trochę próbuję przystopować, zwłaszcza, że w przyszłym roku chciałabym znowu pojechać do Azji.

Od jakiegoś czasu w postanowieniach noworocznych wliczam zawsze przynajmniej 6 wyjazdów i minimum jeden wyjazd do nowego kraju. Podróże u mnie mają priorytet – są ważniejsze od kupna mieszkania (bo kredyt kosztuje), samochodu i prawie wszystkiego innego. Większość oszczędności wykorzystuję więc na nie, bo jest to moja pasja, która pcha mnie dalej w życiu i sprawia, że jestem szczęśliwa. A o własne szczęście trzeba dbać. 🙂

* Główne zdjęcie by CzaroLangkawi Sky Bridge w Malezji (Maj 2018)

Nisia

Barcelona, maj 2017 (Photo by Czaro – instagram.com/czesu)

Tutaj znajdziesz wszystkie miejsca, w których byłam, w które chciałabym pojechać wraz z mapą i opisami.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

9 myśli na temat “O tym jak to się zaczęło i jakim cudem tyle jeżdżę

  1. Moi znajomi mieli zawsze to samo pytanie, skad mam pieniadze i czas na to , i zawsze im odpowiadalam to samo, najwazniejsze to inteligentne rozplanowanie urlopu. A pieniadze mozna zaoszczedzic nie kupujac np ubran za duzo.
    Teraz wszyscy sie juz przyzyczaili i nikt nie pyta 🙂

  2. Do finansowania podróży mam podobne podejście jak Ty – jest to absolutny priorytet. Zdecydowanie wolę zainwestować kasę w kolejny wyjazd niż np. kupić nowe meble. Mam świadomość tego, że każda podróż mnie rozwija i czegoś uczy. Zakup nowej kanapy niekoniecznie ;-).
    I też uważam, że lepiej zapłacić nieco więcej i podróżować w godziwych warunkach. Wygodne łóżko w bezpiecznym miejscu to podstawa, bo jeśli podróżuje się intensywnie za dnia to w nocy trzeba porządnie wypocząć.

Dodaj komentarz