Świątynia w jaskini (Batu Caves, KL, Malezja)

Batu Caves to jaskinie niedaleko stolicy Malezji, w których znajdują się świątynie hinduistyczne. Miejsce jest dość popularne, często odbywają się tutaj pielgrzymki, które muszą się wspiąć po 272 schodach, aby dotrzeć do celu. Na zewnątrz wejścia do jaskini strzeże ogromny pomnik boga śmierci i wojny, a w okolicy grasują liczne małpy kradnące co popadnie.

Jeszcze będąc w Polsce dostałam namiary na Łukasza, który oferował wycieczki w Kuala Lumpur i okolicach. Zainteresował mnie wyjazd do Sanktarium Słoni w Kuala Gandah, w co wliczone było także zwiedzanie Batu Caves.

Na samym początku Łukasz powiadomił nas, że jego nie będzie w kraju, ale może wysłać w zamian Malaja mieszkającego w Kuala Lumpur. Wcale nam to nie przeszkadzało, a nawet pasowało, bo byliśmy w stanie usłyszeć o życiu w Malezji od kogoś, kto mieszka w tym kraju całe życie, a także o islamie z perspektywy Malaja. Brak większego doświadczenia w oprowadzaniu w tym wypadku nie miał też większego znaczenia – usłyszeliśmy opowieść płynącą prosto z duszy i ciekawą. Opowieść nie powtarzaną dzień w dzień. Nie twierdzę, że wprawiony przewodnik byłby gorszym wyborem, tylko innym. 🙂

Jako że w Kuala Gandah nie trzeba być zbyt wcześnie, w wycieczkę wliczona jest wizyta w Batu Cave – świątyni hindu znajdującej się na wzgórzu na obrzeżach miasta. Można tam normalnie dojechać pociągiem, ale w maju były jakieś roboty i pewien odcinek był chyba zamknięty. Nie wybrzydzaliśmy więc, tylko skorzystaliśmy z oferty Łukasza.

Za jaskinią, tam gdzie teraz stoją osiedla mieszkaniowe, kiedyś była dżungla, po której dzieciaki jeździły na rowerach. Aldin pamięta te stare lata i ten dawny las. Opowiada, że jak wrócił po 20 latach, zaskoczony zobaczył, że wszystko zostało wycięte i zastąpione mieszkaniami. Dżungla się kurczy, ludzie wycinają zwierzętom domy i z tego względu zwierzęta przychodzą do ich domów i grzebią w śmietnikach, szukając jedzenia. Na osiedlach grasują małpy, a do tego jest brudno.

Małpy są właściwie wszędzie – pełno ich pod wejściem na wzgórze, na schodach czy w środku jaskinii. Wiem już, że lepiej nie zwracać na siebie ich uwagi, więc nie zaczepiam ich oraz odchodzę jeśli jakaś zbyt długo się na mnie gapi – to napewno znak, że coś kombinuje i trzeba czym prędzej oddalić się zanim jakaś głupia myśl wykiełkuje w jej podłej główce. Udaje mi się strzelić jakieś zdjęcia, ale to szybciutko, szybciutko. 😉 Dziwią mnie ludzie, którzy je zaczepiają czy wołają – widać, że proszą się o kłopoty. Małpy kradną ludziom jedzenie, wodę i różne inne drobiazgi. Słyszałam kiedyś nawet historię o ukradzonym paszporcie i wymianie na owoce. Trzeba więc uważać na to co wsadzone jest w zewnętrzne kieszenie plecaka i trzymać się z daleka od tych małych złodziejaszków.

Na samym dole, niedaleko parkingu stoi posąg przedstawiający Murgana – nie sposób go nie zauważyć, bo ma pewnie z 20 metrów. Trudno go objąć całego w kadrze, nie oddalając się zbytnio. 😉 Jest naprawdę ogromny i robi wrażenie. Wszyscy cykają sobie fotki, ale dziś, w czasie ramadanu, nie ma tu zbyt wiele ludzi. I tak jest więcej niż w jakiejkolwiek innej atrakcji, którą widzieliśmy w Malezji. Ale tłumów nie ma i bardzo mi się to podoba.

Nie wpuszczają mnie w szortach poza bramę, pokazując tablicę z dozwolonym strojem. Ciekawe, że ramion nie trzeba zakrywać, ale spódnica za kolana obowiązkowo musi być. Zawiązuję więc w pasie specjalnie przygotowaną na tę okazję długą chustę, którą swoją drogą kupiłam w Malezji. Przydała się głównie na Perhentian Island i Langkawi, żeby nie iść w samym stroju kąpielowym na plażę, oraz żeby okryć się nią na łódce.

Photo by Czesu (instagram.com/czesu)

 

Tak obwiązana mogę iść dalej. Wchodzimy po schodach, nie wiedząc ile można się ich spodziewać – 120, 250, 300…? Schody ciągną się wysoko, ale na samej górze stwierdzam, że jest łatwiej niż wydawało mi się na początku. Po drodze zatrzymuję się, żeby zrobić kilka zdjęć i podziwiać piękny widok na miasto. Daje mi to chwilę na odpoczynek, dzięki któremu mniej się męcze nawet z moją kiepską formą. 😉

Za to jaskinia, w której znajduje się świątynia, jest mniejsza niż mi się wydawało. Tak naprawdę najpiękniejszy widok jest w górę, w stronę prześwitu i skał – co chwilę więc zadzieram głowę. Próbuję też zrobić dla Was ładne zdjęcie, ale nie bardzo mi to wychodzi. Aparat nie jest w stanie pokazać tego, co widzę, a widzę ogromne skały pnące się do góry, a pośród nich prześwit ukazujący błękitne niebo.

Jak się okazuje zarówno tutaj jak i później w Sri Manhammariam, świątynie hinduistyczne nie są bogate zdobione jak świątynie buddyjskie, nie ma w nich ogromnej ilości złota czy pięknie zdobionych figurek. Są skromne obrazy i postacie pełne kolorów zamiast bogactwa. Miejsce jest więc dość skromne, nie ma wiele ołtarzy ani rzeźb.

Jest za to koleś, który karmi małpy i daje turystom jedzenie. Dziwi mnie to pomimo tego, że wydaje się być częścią obsługi. Ze dwa razy wcześniej spotkałam na swej drodze obwieszczenia, że za karmienie małp grozi grzywna i jest to zakazane, odmawiam więc i dalej oglądam jaskinię.

W drodze powrotnej chcemy zajść do Dark cave, które okazuje się być muzeum. Niestety, trwają prace konserwacyjne, nie ma więc wstępu. Schodzimy na dół i przedwcześnie żegnamy się z tym miejscem. Myślałam, że będziemy tu mieć zbyt mało czasu, a tymczasem godzina na spokojnie wystarczy. Jesteśmy gotowi ruszać w dalszą drogę.


Wygląda na to, że Aldin sceptycznie podchodzi do przyszłości swojego kraju – nie wiem, czy ma podstawy, ale boi się, że za 10-20 lat nie będzie już czego wycinać, bo lasy znikną – zostaną zastąpione palmami czy bambusami. Chwali technologię, która otwiera drogi i możliwości – na przykład można uczyć się języka przez internet, ale i przynosi problemy, jak wspomniana wycinka drzew. O naturę trzeba dbać, żeby było co pokazać następnym pokoleniom i chociażby turystom. Uważa, że to tym powinna chwalić się Malezja, a nie ogromnymi miastami.

Z powodu wycinki przesiedlane są też słonie, ponieważ zabierany jest im dom i potrzebują więcej przestrzeni do życia. Słoń jest bardzo inteligentny, ma bardzo dobrą pamięć i całe życie chodzi tymi samymi ścieżkami, na przykład w poszukiwaniu jedzenia. Nawet jeśli w międzyczasie na tej trasie wytną wszystkie drzewa i postawią domy to i tak słoń będzie kontynuował drogę tymi samymi ścieżkami, nie zważając na zmianę otoczenia. To oczywiście znaczy, że może stratować ludziom domy oraz farmy i sporo namieszać, powodując konflikty słoniowo-ludzkie.

Więcej o słoniach i sanktuarium będzie już wkrótce, bo wyszła mi notka-potwór, która straszy swoim rozmiarem – sama bym jej nie przeczytała, widząc u kogoś innego. 😉

Praktycznie

Za wiele podobnych wycieczek trzeba zapłacić min 250 MYR za osobę, nasza kosztowała 280 RM/ 2 osoby + 25 RM/2 os za wjazd na autostradę, kierowca odebrał nas z hotelu, zawiózł najpierw do Batu Caves, a potem do Kuala Gandah. Poopowiadał dość sporo ciekawostek na temat życia w Malezji, życia jako Muzułmanim (sama wypytywałam, bo niewiele wiem na temat islamu i mnie to ciekawiło) oraz trochę więcej różnych rzeczy. Aldin był bardzo miły i pomocny, chętnie odpowiadał na pytania, sam po malajsku wypytywał pracowników Sanktuarium (nigdy wcześniej tu nie był) i dzielił się z nami informacjami po angielsku.

Strona Łukasza: www.visitor-tour.com
Jeszcze nie działa w pełni, ale można skontaktować się z nim albo mailem albo przez whatsup, jeśli nie chce się dzwonić.

Orientacyjne ceny jednodniowych wycieczek (u nas było za 2 osoby):

  • Cameron Highlands (plantacje herbaty i truskawek) – 400 RM
  • Genting Highlands (miasto w chmurach oraz chińska świątynia) – 200 RM
  • KL round max 5hrs – 180 RM
  • KL round max 8hrs – 260 RM
  • Melaka – 370 RM
  • Airport transfer – 90 RM

Z tego co wiem to Łukasz oferuje pełny serwis w George Town, Taman Negara, Cameron Highlands, na wyspy Perhantian oraz Langkawi oraz przygotowuje pełny pakiet na całą Malezję, wyspę Redang oraz Borneo (Sabah, Serwak).


O kosztach całego wyjazdu do Malezji przeczytasz tutaj.

Nisia

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

 

6 myśli na temat “Świątynia w jaskini (Batu Caves, KL, Malezja)

Dodaj komentarz