Ponura zima

Zima to zawsze jest dla mnie jakiś taki ciężki czas – pełen niechcianego lenistwa, obijania się orz braku kreatywności czy entuzjazmu. Zapewne kwestia braku słońca, które – uparcie wierzę – napędza mnie swoimi promieniami i witaminą D. W tym roku jeszcze doszła wzmożona intensywność w pracy, która tymbardziej sprawia, że po powrocie do domu niewiele się chce, i większa świadomość otaczającego mnie smogu. Świadomość ta wzrosła aż tak, że kupiliśmy z Czarkiem oczyszczacz powietrza do mieszkania (koniecznie z nawilżaczem!). Oczyszczacz sobie stoi i szumi dzień i noc, a czy oczyszcza powietrze to tak naprawdę nie wiem, bo nie zaopatrzyliśmy się jeszcze w urządzenie do mierzenie zanieczyszczenia w powietrzu. 😉 Za to jestem przekonana, że nawilżacz działa, bo gardło już nie drapie i nie chłeptam tyle wody w nocy. Wierzę też, że raka płuc nie dostanę – siła sugestii to coś, co zawsze uwielbiałam. 😉

O ile dzięki mojemu optymizmowi cieszę się, że nie mieszkam w Szwecji, gdzie ponoć jest o wiele bardziej szaro i ponuro, tak jednak moja dusza tęskni za rozgrzanym słońcem Hiszpanii (w grudniu już nie jest takie gorące) czy za przypalającym zadek słońcem Malezji (tam jest ponad 30 stopni cały rok!). Z cichą nadzieją więc rozglądam się nieśmiało za tanimi biletami w nie-aż-tak odległe, ale za to cieplejsze krainy typu Cypr. Nigdy tam nie byłam, a to zawsze wystarczający powód, żeby dany kraj odwiedzić. 🙂 Trzymajcie więc kciuki, bo dłuższy weekend w podobnym miejscu zdecydowanie dobrze by mi zrobił.

Photo by Czaro (instagram.com/czesu), Malezja 2018

Przez całe to lenistwo i brak energii zaniedbałam bloga i publikuję notki rzadziej niż raz w tygodniu i jakoś nie jest mi z tego powodu bardzo źle (chociaż malutkie wyrzuty sumienia tlą się gdzieś w kącie). Jednak szkoda by mi było zmarnować 2,5 roku prowadzenia bloga, bo sporo wysiłku w niego włożyłam. Cisnę więc powoli do przodu, ale nie uratują mnie już drafty notek, bo właściwie to nic sensownego nie zostało. Smutne jest też to, że następny wyjazd zaplanowany jest dopiero na marzec – doprawdy moje uzależnienie od podróży daje się właśnie we znaki. 🙂

W zeszłym tygodniu pojechaliśmy spontanicznie do Karpacza, poszaleć trochę na snowboardzie. Większość stoków jest jeszcze zamknięta z braku odpowiedniej pogody i pewnie chętnych – sezon zaczyna się dopiero za 10 dni. Znaleźliśmy jednak jeden stok w Karpaczu, gdzie dało się względnie łatwo dojechać (z przesiadką zajęło nam to prawie 4h).

Czarkowi udało się poszusować, ale mnie zabrakło odwagi – do tej pory próbowałam nauczyć się jeździć na snowboardzie tylko raz, w zeszłym roku, kiedy to wydałam fortunę na kiepskiego instruktora i upadłam prawie na każdy możliwy sposób. Wtedy śmiałam się z moich starań i miałam dobry humor aż do samego końca, ale tym razem jakoś zabrakło mi chęci, bo nie było oślej łączki, na której mogłabym ćwiczyć. Może odważę się w tą sobotę, bo najprawdopodobniej znów pojedziemy. 🙂

Sam wyjazd jednak dobrze mi zrobił, mimo iż był to tylko jednodniowy wypad. Może to kwestia świeżego górskiego powietrza, może rytmicznych dźwięków wydawanych przez pociąg, które działają na mnie uspokajająco i sentymentalnie, a może grzanego wina, które zawsze poprawia humor. 😉

Czarna Góra 2017

Powoli zbliża się koniec roku, trzeba więc będzie przejrzeć postanowienia na 2018 rok i zrobić nowe. Spisujecie swoje postanowienia? Ja odkryłam ich zalety niedawno i myślę, że są całkiem dobrym motywatorem do działań. 🙂 Mimo iż moje bywają bardzo nieprecyzyjne typu „odwiedzić nowy kraj w Europie” i zawsze mam ich mnóstwo.

Żeby chociaż śnieg spadł, to świat byłby ładniejszy. A tak to z utęsknieniem czekam na Japonię, na Cypr czy inne cudeńko, które pomoże mi podładować wyczerpujące się akumulatory…

* Główne zdjęcie: Zakopane 2016

Nisia

instagram.com/czesu

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Tutaj znajdziesz link do mapy z zaznaczonymi miejscami, w których byłam, i linkami do notek.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

Dodaj komentarz