Poprzednio pisałam o kontraście między nowoczesnym Tokio a miejscem pełnym tradycji i historii jakim jest muzeum samurajów (link). Notka wyszła dość długa, więc dziś ciąg dalszy – głównie o nowoczesnych dzielnicach. 🙂
Ponowny skok w przyszłość
Po niesamowitym doświadczeniu jakim był koncert tradycyjnej muzyki japońskiej zaszliśmy do salonu Segi (otwarte do 22:30!), żeby na nowo powrócić do rzeczywistości 😉 i również bawiliśmy się świetnie, zabijając zombie w małej budce z wielkim ekranem i pistoletami. 😀 W salonie pełno było automatów typu „ufo catcher„, w których można było spróbować złapać różne maskotki albo inne nagrody. Mało komu się to udawało, bo kiedy już ktoś pełen nadzieji przenosił pluszaka do wyjścia, wielkie ramiona rozluźniały uścisk i maskotka spadała na dół. Na tym pewnie polega cały trick – nie da się wyciągnąć nagrody pomimo ciągłego wrażenia, że jest już tak blisko!
Sporo było takich salonów gier zarówno w Shinjuku jak i na Akihabarze – w większości automaty się powtarzały, ale zdarzało się trafić na coś nowego. Piętra były często podzielone temaycznie na gry, i na tych, gdzie znajdowały się głównie gry muzyczne robiła się straszna kakofonia dźwięków. Często jednak znaleźć można było wejście na słuchawki – w takich grach uderza się w klawisze czy w bębny w rytm muzyki, więc zdecydowanie warto ją słyszeć. 😉
Poza wyżej wymienionych były także duże siedzenia, gdzie walczyło się z robotami, a w trakcie gry twoje siedzenie ruszało się w różne strony i trzęsło się podczas turbulencji spowodowanej wystrzałami z broni i uderzeniami przeciwnika. Były do tego pasy bezpieczeństwa – szczerze zalecane do użytku podczas walki, żeby nie wypaść i nie poobijać się. 😉
Obserwowałam także ludzi tańczących na specjalnym urządzeniu do „dance rush”, które grało muzykę i wykrywało ruchy stóp, za które dostawało się punkty, jeśli podążało się za wytycznymi. Łatwo było rozpoznać początkujących od stałych bywalców, którzy wymiatali tak, że dosłownie lał się z nich pot.
Akihabara jest trochę inna od Shinjuku i Shibuyi, bo jest tam o wiele więcej sklepików z figurkami postaci z anime i innych powiązanych pamiątek. Można tam znaleźć też sporo tematycznych kawiarenek – najsłynniejsze są maid cafe, gdzie obsługują dziewczyny ubrane jak pokojówki w sukienkach odsłaniających nogi.
My jednak zawitaliśmy do Gundam Cafe, gdzie robot wielkości człowieka przywitał nas przy wejściu na salę, a w każdym pomieszczeniu znajdował się duży telewizor, gdzie puszczano fragmenty tego anime. Można tu było zamówić na przykład kawę z wizerunkiem Gundama na piance. 😉 Spoglądając czasem na telewizor, uświadomiłam sobie, że oglądałam to anime jako małe dziecko. 🙂 Nigdy chyba nie podobała mi się kreska, ale roboty robiły na mnie wtedy wrażenie.
Motyw Gundama przewija się dość sporo w Tokio – sporo tam kawiarenek czy sklepów z figurkami z tego anime, ale jest też i wielka figura robota w dzielnicy Odaiba, która ma być rzeczywistego rozmiaru – gdyby robot istniał naprawdę (jest więc gigantyczny). Wieczorami odbywają się tam pokazy, podczas których puszczane są sceny z kreskówki, a posąg transformuje się kilkakrotnie. Przyciąga to sporo osób, nawet podczas dość obfitego deszczu, w ciemnościach (spawdzone). 😉
Gdybym miała porównać Akihabarę i Shinjuku, myślę, że bardziej podobało mi się to drugie – obie dzielnice są nowoczesne, a jednak mają inny klimat. Lubię anime, które jest bardziej obecne w Akihabarze, ale żaden ze mnie zagorzały fan i może stąd ta opinia. 🙂
Wydawało mi się, że Malezyjskie Kuala Lumpur było miastem nowoczesnym, ale Tokio przebija je o głowę! Tutaj nowoczesność wygląda z każdego kąta, chociaż nie jest natarczywa i nie kłuje w oczy. KL można nacieszyć się przez 3-4 dni, ale mam wrażenie, że na Tokio nie wystarczy mi nawet tydzień. Zobaczymy! 😀
Tokio pokazało nam się z dwóch różnych stron – nowoczesne miasto pełne drapaczy chmur, skomplikowanej siatki metro i ćwierkających toalet, w którym nie brakuje jednak miejsca na delikatną muzykę i tradycję. W Japonii pełno jest takich kontrastów – już pierwszego dnia trafiliśmy na małą świątynię ukrytą w samym środku miasta pośród wieżowców, hoteli i sklepów Family Mart. A ukrytych świątyń jest zdecydowanie więcej – no a poza nimi są także te znane i często odwiedzane. 🙂
Nisia
Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
Fajnie czytać, że Tokyo się podobało 🙂 Dla mnie absolutnym mistrzem w salonach gier było to, co widnieje na jednym ze zdjęć – symulator jazdy pociągiem (Densha de GO!). Niesamowicie wciąga. Granie w symulator taiko też wciąga i wciąż gdzieś głupio kalkuluję koszty sprowadzenia bębnów do PlaySation. Dotarliście do Ikebukuro? Tam też jest ciekawie i kolorowo, mają słynne Pokemon Center, a do tego 7-piętrową księgarnię, która robi wrażenie. I sprzedają tam filmy z nagranymi trasami pociągów.
Haha, a ja się zastanawiałam czy ktoś gra w tą symulacje pociągu, bo to się wydaje monotonne. Ale nie próbowałam, więc nie wiem co straciłam. 😛
Ikebukuro coś mi mówi, może gdzieś baner mignął, ale raczej tam nie dotarliśmy.
Hej, fajny wpis 🙂 W Japonii byłam dwa razy, teraz kusi mnie Meksyk.
Meksyk też zdecydowanie polecam – chociaż kraj jest zupełnie inny. Ja tam skupiłam się na naturze i zwiedzaniu starych miast i było super! 🙂