Wyścigi konne (Partynice, Wrocław)

Pogoda nie dopisuje ostatnio, aby gdzieś pojechać, więc trzeba sobie radzić z tym co jest. 😉 Już od jakiegoś czasu zamierzałam wybrać się na wyścigi konne (nigdy nie byłam!) i wreszcie udało się to w ostatnią niedzielę – pomimo chmur i chłodu (przynajmniej nie padało! 😉 ).

Skorzystaliśmy z tego, że tydzień temu było otwarcie sezonu we Wrocławiu, więc poza gonitwami były także różne pokazy. Co jak co, ale wyścigi są krótkie – trwają dosłownie kilka minut, a najbardziej escytujący moment jest i tak na mecie, więc szybko się kończy. Ciężko więc było się zmobilizować, żeby jechać na drugi koniec świata jakim są Partynice. 😉 Dodatkowe pokazy były większą motywacją.

Wpis z serii Z Życia Bloga, czyli co się u mnie działo w tym miesiącu i jak wyglądają moje podróże od podszewki

Event od strony praktycznej

Całe wydarzenie było tak zorganizowane, że coś się działo cały czas – a to prezentacja koni na wyścigi, a to pokaz woltyżerki, potem wyścigi, w międzyczasie jeszcze „dekorowanie” zwycięzców („dekorowanie”…?) – i to wszystko w 3 różnych miejscach położonych niedaleko siebie, więc jeśli chciałeś wszystko zobaczyć, musiałeś często zmieniać lokalizację.

Zastanawia mnie, czy był to zbieg okoliczności czy specjalnie było to zorganizowane w ten sposób po to, żeby ludzie nie siedzieli/stali cały czas w jednym miejsc z super widocznością, ale więcej osób miało potencjalną możliwość tam być przynajmniej przez chwilę.

Pokazy woltyżerki

Do tego było kilka foodtrucków i stoisk z jedzeniem – zdecydowanie na plus, biorąc pod uwagę, że cała impreza trwała 5 godzin. Wiało i było zimno, warto więc było się ogrzać ciepłym jedzeniem i herbatą. Szkoda tylko, że karkówka, którą jedliśmy była chłodna… 😉

Organizator postarał się też o darmowe autobusy, kóre kursowały do Partynic z pętli na Krzykach i z Auchan. My z nich nie skorzystaliśmy, bo pewnie były zatłoczone, a potem i tak musielibyśmy jechać daleko na północ, więc stwierdziliśmy, że bardziej opłaca się nam skorzystać z bolta – wyszło niedużo drożej niż gdybyśmy jechali komunikacją miejską, a do tego dwa razy szybciej. Jak szlachta się bawi, na koszta nie patrzy. 😉 haha 😀

Na miejscu w dwóch miejscach znajdowały się trybuny i coś co przypominało lożę dla ludzi ubranych elegancko. Bo tak – na wyścigi mężczyzna powinien założyć garnitur, a kobieta sukienkę i ładny kapelusz. Swoją drogą, takie kapelutki można było kupić na miejscu przy jednym stoisku, gdyby ktoś nie posiadał. 😉

Jak o tym myślę, to faktycznie pamiętam, że jak kiedyś przyjechałam do Anglii i zaczęłam nową pracę, proponowano mi wyjście na wyścigi konne i wspominano, że taki właśnie jest sugerowany strój. Ale wtedy był to mój pierwszy tydzień w nowym miejscu, nikogo nie znałam, a do tego nie miałam takiej sukienki, więc mój wewnętrzny introwertyk zdecydował się zostać w domu. 😉

Ale dziś nie było zbyt wiele osób elegancko ubranych – możliwe, że była to kwestia słabej pogody, bo jednak 13 stopni i chmury nie zachęcają do założenia sukienki. 😉

Pokazy woltyżerki

Wrażenia

Byliście kiedyś na wyścigach konnych? Przyznam szczerze, że pokazy bardziej mi się spodobały. 😛 Może dlatego, że balustrady ogradzające tor przed trybunami są dodatkowo obwieszone akimiś płachtami i nie widać całych koni, a głównie ich głowy i dżokejów. To bardzo ogranicza widok i z tego powodu wrażenia są gorsze niż mogłyby być.

Z tego też powodu na ostatnią gonitwę, którą widzieliśmy (a nie widzieliśmy wszyskich, bo zimno zwyciężyło i wróciliśmy do domu po prawie 3 godzinach), zawędrowaliśmy prawie pod zakręt, bo tam nie było żadnych płacht, a do tego ludzi zdecydowanie mniej. Nawet dało się zobaczyć konie i zrobić jakieś zdjęcie. Tam mi się podobało! 🙂

Od dziecka konie budziły we mnie respekt – zawsze chciałam na koniu pojeździć, ale z drugiej strony bałam się ich nieokiełznanej natury. Konie są piękne – niektóre na wyścigach były bardzo zgrabne, szczupłe i prawie że skakały tak pełne energii, inne zaś wyglądały bardzo elegancko, kiedy dumnie kroczyły przed publicznością.

Całkiem sporo ludzi obstawiało gonitwy, ale my nie skusiliśmy się na zakłady – przyznam szczerze, że wciąż nie do końca wiem, ja to działa, bo nie zagłębiałam się w szczegóły. Wiem tylko tyle, że obstawia się pierwsze dwa konie. Ale za ile, ile można wygrać i czy jest jakiś haczyk – nie mam zielonego pojęcia. 🙂 Może jeszcze kiedyś pojadę na gonitwę i obstawię. Ale to zdecydowanie jak będzie cieplej. 😛 😉

Pokazy

Wyjazdowo

Zmieniając temat, szykuje mi się szybki wyjazd służbowy do Szwecji pod koniec maja – to będzie pierwsza taka podróż. I o ile wiem, że będę tam pracować, więc dużo nie zwiedzę, to i tak jest to dość ekscytujące, bo nigdy nie byłam w tym kraju! 😀 Poza tym Szwecja kojarzy mi się głównie z szarówką, więc wcale nie żałuję, że jadę tylko na kilka dni i to nie za swoje pieniądze. 😉 😀

Mimo tego cieszę się na samą myśl – dopiero co wróciłam z Japonii (cały miesiąc temu!), a już mnie ciągnie, żeby gdzieś jechać i już mi smutno, że tego nie robię. 😛 Posty na fejsie z lotami na Kubę, Filipiny czy Reunion są zbyt dołujące, chyba muszę je wyłączyć i żyć w nieświadomości. 😉

Czekam aż zrobi się trochę cieplej i będzie można skoczyć gdzieś na weekend. Nawet taka mała wycieczka na Ślężę byłaby spoko. W większe góry na razie nie pojadę, bo śniegu wciąż pełno, a ja raczej tęsknię za słońcem. 😉

Poza tym mam już plany na wyjazd na Kretę – bilety kupione, chociaż nocleg jeszcze nie (takie to typowe!). Byliście tam kiedyś? Coś polecacie na tej wyspie?

Zastanawiam się czy zostać tam na całe 10 dni, jak mamy w planach, czy jednak nie przenieść się na inną wyspę (już mnie nosi, no! 😉 ).

Nisia

Gdańsk, photo by instagram.com/czesu

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:



2 myśli na temat “Wyścigi konne (Partynice, Wrocław)

Dodaj komentarz