Myślałam, że nie będzie już więcej wyjazdów za granicę w tym roku, bo trzeba zbierać na Azję, którą planowaliśmy na styczeń/luty w przyszłym roku. Niestety nastąpiła zmiana planów, wyjazd trzeba było przenieść i odbiliśmy sobie kilkudniową podróżą do Porto! 🙂
Wpis z serii Z Życia Bloga, czyli co się u mnie działo w tym miesiącu i jak wyglądają moje podróże od podszewki
Zmiana planów
Z mieszkaniem wystąpiły komplikacje, właściciel wymyślał mega dziwne rzeczy co do umowy (już nawet nie chce mi się o tym myśleć i tłumaczyć) i po przemyśleniu stwierdziliśmy, że lepiej jest odłożyć wyjazd do Azji i najpierw poszukać nowego miejsca na przeprowadzkę. Zmieniliśmy więc plany, co przyznam szczerze, że mnie zasmuciło, bo strasznie napaliłam się na tą podróż. Ale z drugiej strony wiem, że to rozsądna decyzja. Poza tym 2-miesięczny wyjazd nie zostaje zupełnie odwołany, ale chwilowo przesunięty. 🙂 Będę więc jeszcze cieszyć się z niego, tylko nie teraz. 😉
Kiedyś nauczyłam się, że nie można mieć niezmiennych i zupełnie stałych celów oraz marzeń, bo niejednokrotnie doprowadzi to do rozczarowań – w życiu zbyt wiele jest niewiadomych, aby być w stanie przewidzieć każdą możliwość i wszystko idealnie zaplanować. Nie zawsze też decyzja należy tylko do nas, czynników może być wiele i część z nich zupełnie niezależnych. I chociaż czasem to boli to trzeba zmienić swoje plany oraz być otwartym na zmiany, bo są one potrzebne.
Takie podejście zdecydowanie ułatwia życie i pozwala zachować komfort psychiczny i optymizm. Poza poczuciem bezpieczeństwa, które dają plany czy jest inna korzyść płynąca z długofalowych marzeń i oczekiwań? Bo po co planować każdą godzinę wyjazdu, jeśli można tylko obczaić atrakcje i zdecydować na miejscu? Po co mieć gotowe knajpki, w których chce się zjeść, skoro można improwizować w momencie jak się zgłodnieje? Zamiast zaplanować sobie całe życie i decydować już teraz co będziesz robić za 10 lat można po prostu brać życie za rogi jak staniesz z nim twarzą w twarz. Wtedy wszystkie okoliczności są już znane i nie ma przymusu dawno podjętej decyzji wiszącej nad tobą z myślą, że przecież miało być inaczej…
Tak właśnie nauczyłam się życiowej improwizacji i porzucania dalekosiężnych planów. I choć pewnie Czaro by się nie zgodził, bo on nie planuje nawet na 2 tygodnie w przód, tak ja wiem, że jeśli o mnie chodzi to zrobiłam postępy na lepsze. 😉
Wreszcie czas na Japonię!
Odbijamy sobie tą chwilową stratę długiego pobytu w Azji na dwa sposoby. Jeden z nich to Japonia w marcu na 2,5 tygodnia – mamy już bilety, więc nie ma odwrotu. 😀 Jeśli się uda trafimy na hanami, które powinno wystąpić pod koniec marca. Kwitnienie wiśni w Japonii to duże wydarzenie i najlepszy ponoć czas na zwiedzanie, więc trzymajcie kciuki, aby wszystko się zgrało. Będzie pięknie i romantycznie! 😀 Inaczej może być po prostu zimno i deszczowo, a niedawno Czaro znalazł artykuł, że niby teraz wiśnie zakwitły z powodu dziwnej pogodowej anomalii i możliwe, że w marcu już się to nie powtórzy…
Wyjazd do Japonii był moim marzeniem od bardzo dawna – kiedyś nawet chciałam tam mieszkać. Ale w międzyczasie poznałam realia życia w tym egzotycznym kraju i stwierdziłam, że wystarczy mi krótka podróż, albo dwie czy trzy, może cztery… 😉
Jako kobieta miałabym ciężej, bo równouprawnienie w japońskim firmach jest tylko iluzją, a ja jednak chcę robić karierę. Do tego dochodzą szalone godziny pracy – nie można wyjść póki szef siedzi, a spanie przy biurku świadczy, że pracownik ciężko pracuje i dlatego jest taki padnięty (to się chwali!). No i szef krzyczy na podwładnego jak coś mu się nie podoba, albo po prostu dla zasady.
Niby można pracować w zagranicznej firmie w Japonii, żeby uniknąć dużego szoku kulturowego, ale jest jeszcze sporo innych powodów, aby nie osiedlać się tam na stałe – malutkie mieszkania z powodu przeludnienia i małego terenu kraju, tajfuny, trzęsienia ziemi czy po prostu straszna wilgoć w okresie monsunowym. Zdecydowałam więc, że wolę zostać w Polsce (przynajmniej na razie – zobaczymy co będę myśleć po powrocie! 😉 ). Jak kiedyś nie podejrzewałam siebie o patriotyzm tak po 5 latach emigracji w Anglii przekonałam się, że jednak jest mi tutaj dobrze. Pewnie są miejsca, w których byłoby mi lepiej, ale na razie będę ich szukać w czasie krótszych wyjazdów. 😉
No i właśnie, Japonia była moim odwiecznym marzeniem – tak wielkim, że prawie urosła do rozmiarów legendy. Taki ogromny cel w życiu. I jak już w teorii miałam możliwość, żeby tam pojechać rok czy dwa lata temu to z początku pojawiła się obawa – co będzie jak ten cel osiągnę? Co wtedy?? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie i nie zdecydowałam się na wyjazd aż do teraz.
Moja początkowa reakcja była dość ciekawa, bo mimo iż bardzo chciałam ten kraj zwiedzić to obawiałam się to zrobić. 🙂 Teraz jednak wiem, że jak już zwiedzę Japonię to wciąż mam gdzie jechać – czeka na mnie cała Azja, haha! 😀 Nie ma się więc o co martwić, napewno znajdę następny cel podróży. 🙂
Kolorowa Portugalia
Następną formą rekompensaty przełożenia długiego wyjazdu do Azji była dość spontaniczna kilkudniowa wycieczka do Porto. Potrzebowaliśmy z Czarkiem odpocząć od natłoku obowiązków i szybkiego tempa życia – na kąpiele w morzu gdzieś w Europie było już za późno i tak padło na Portugalię, w której w dodatku nigdy nie byliśmy, a w której jest jeszcze dość ciepło (ostatnie 2 dni słońce przygrzewało tak, że trzeba było chować się w cień, żeby nie dostać udaru).
Nie był to jeden z wyjazdów, które wymagają sprawdzania miliona informacji czy większych przygotowań. Tutaj po prosto kupiliśmy bilet, wynajęliśmy pokój i polecieliśmy. Na miejscu spacerowaliśmy, patrzyliśmy co ciekawego można robić i improwizowaliśmy. I dzięki temu odpoczęliśmy. 🙂
Porto nie zrobiło na mnie olbrzymiego wrażenia. Przyznaję, że miasto jest ładne, architektura ciekawa, no i wyróżnia się budynkami przyozdobionymi kolorowymi kafelkami. Czaro mówi, że miasta nie robią już na mnie takiego wrażenia jak kiedyś i nie ma efektu „wow”, bo za dużo już widziałam. W końcu to wciąż Europa, gdzie kultury przenikają się nawzajem, a do tego Portugalia konkurowała z moją ukochaną Hiszpanią, więc na starcie nie miała szans. 😉 W Azji pewnie jednokrotnie zostanę zadziwiona nie tylko przez naturę, ale także i przez cywilizację (jak w przypadku Kuala Lumpur, o którym napiszę niedługo), chociażby dlatego, że ten kontynent bardzo różni się od naszego. Wygląda na to, że nie mam wyjścia i muszę się skupić na europejskiej naturze albo na Azji. Te 2 miesiące w Azji mnie nie ominą. 😉
Myślę, że jeszcze pojawi się notka o Portugalii (tylko jedna…?), ale wpierw musi mi się to jakoś w głowie poukładać, bo sama nie wiem, jak bardzo mi się podobało. 😉 Szału nie było i co do tego napewno zdania nie zmienię, ale nie jestem pewna, co myśleć o tym mieście. 🙂 U mnie na ocenę często ma wpływ pierwsze wrażenie (cały dzień padało), dobre jedzenie (przez 2 dni nie znaleźliśmy ciekawej restauracji, dopiero potem się udało), ciekawe miejsca (tutaj były) oraz coś co mogę zrobić/zobaczyć po raz pierwszy (miasto jak miasto 😉 ). W chwili obecnej więc w mojej skali zajebistości Porto ma ocenę 1/4, a więc dość niską. 😉
Nie mówię jednak, że to miejsce nie jest fajne, ale bardziej by mi się spodobało, gdybym przyjechała tutaj kilka lat wcześniej, zanim poznałam smak hiszpańskiego tapas i sangrii oraz zobaczyłam rzymskie ruiny położone na każdym kroku. Daję więc sobie czas na uformowanie opinii na temat Porto. 🙂
Bardziej przyziemnie, czyli blogowo
Długo zastanawiałam się czy podmienić mapę na stronie z podróżami (o tutaj!) i jakoś nie mogłam się zdecydować. Mapa na Polarsteps wciąż nie przemawia do mnie w 100%, ponieważ robi się słabo czytelna w głównym widoku po podaniu kilku wyjazdów. Ale podoba mi się możliwość rozdzielenia miejsc na konkretne wycieczki, więc w końcu zlinkowałam ją u siebie na blogu. 🙂 Czy jest lepiej? Mam nadzieję, że tak. 😉
Niedługo pojawi się też kategoria z Portugalią, bo w końcu byłam w tym kraju po raz pierwszy. Nie spodziewajcie się za dużo postów – chyba, że w przyszłym roku znów tam pojadę, tylko do innego miasta. Kto wie, co mnie czeka w 2019, nawet ja nie potrafię tego przewidzieć. 😉
Pomysł z Youtube muszę na razie odwołać, ponieważ nie mam jak obrabiać filmików – brakuje mi albo programu, który działałby na moim lapku albo lapka, na którym działałby program, który znalazłam. 😉 Jakoś tak wiele się dzieje, a wielkimi krokami nadchodzi zima i co za tym idzie zwolnienie tempa w moim życiu, więc nie sądzę, aby w tym temacie ruszyło się cokolwiek przez następne pół roku. 😛 Nie jest to mój priorytet, więc filmiki z wyjazdów będą musiały na razie poczekać.
Za to niedługo szykuje się kolejna prezentacja z Malezji oraz wystawa moich zdjęć w bibliotece turystycznej we Wrocławiu. Prezentacja odbędzie się 14 listopada o godzinie 18:00 – serdecznie zapraszam. Za to wystawa ma zacząć się trochę wcześniej, ale przyznaję szczerze, że jeszcze się za nią nie zabrałam. Zupełnie nie mam motywacji – może to już ta jesienna aura mnie dopada (i to mówi ktoś, kto dopiero co wrócił z ciepłej Portugalii!). Trzymajcie więc kciuki, żeby mi się powiodło, bo chyba potrzebuję wsparcia! 😉
Nisia
Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
Na nas Porto zrobiło wrażenie – wg tej czterostopniowej skali zajebistości pełne 4 😉 Też były obawy, czy wytrzyma porównanie z Hiszpanią – daje radę!
No ale perspektywa Japonii pewnie robi swoje – powodzenia!
Dzięki! 🙂 A z jakimi miastami Hiszpanii porównujesz? 🙂
Najbardziej kojarzy nam się z Grenadą.
Powodzenia z Japonią! 😛