Nie Dajmy Się Zwariować, Czyli 10 Ciekawostek o Anglii

Spędziłam w Anglii 6 lat, przechodziłam przez różne okresy – byłam zafascynowana nowym miejscem i ludźmi, tęskniłam za Polską, wkurzałam się na Anglików za niektóre sprawy, potem wróciłam do Polski i tęskniłam za Anglią. A że jestem obserwatorem, to rzuciło mi się w oczy kilka rzeczy, które z naszego punktu widzenia mogą okazać się dość ciekawe… 😉

Nie będę wliczać ruchu lewostronnego, bo to chyba każdy wie, to już nawe nie jest ciekawostka. 😉 Tak, w Anglii jeżdżą lewą stroną ulicy tak samo jak w Australii, Japonii i kilku innych krajach.

1. Dwa krany

Jedną z pierwszych dziwactw angielskich, które rzucają się w oczy są dwa krany – jeden na zimną wodę (często lodowatą!), a drugi na ciepłą (nierzadko gorącą!). Takim sposobem można się poparzyć lub zmrozić skórę. Takim sposobem można też nauczyć się nie myć rąk albo wrzucać je pod wodę naprawdę na chwilę z przekonaniem, że nie trzeba ich mydlić.

W domach ludzie instalują sobie jeden kran (z reguły są to obcokrajowcy), ale jeśli wynajmuje się mieszkanie, co jest dość popularne, taka zmiana nie jest możliwa – zwłaszcza, jeśli wynajmujesz dom wiktoriański(!) – o biada Ci wtedy drogi ekscentryku, spotka Ciebie masa nieszczęść (!!) – ale o tym kiedy indziej. 😉 W takim wypadku ratuje Ciebie tylko gumowa nakładka, która niestety niekoniecznie musi spełniać swoje zadanie.

2. Kolejki

Anglicy uwielbiają ustawiać się w kolejkach tam gdzie Polacy normalnie by się pchali i korzystali z okacji. 😉 Na przykład czekając na autobus. Dla Polaka nie jest to oczywiste i czasem nieświadomie potrafi zakłócić porządek, który powstał tuż obok. Przyjdzie taki Polak 5 minut przed przyjazdem transportu i będzie pchał się do drzwi tak jak to u nas przecież bywa – w Anglii przynajmniej nie musi rozpychać się łokciami, bo schodzą mu z drogi. 😉

Przypuszczam, że ustawianie się w kolejkach może być spowodowane ich uprzejmością, a z drugiej strony pewnym brakiem asertywności. Anglicy często nie potrafią powiedzieć co myślą, źle też reagują na to, kiedy chcesz ich za coś skarcić.

3. Wystawki

Jeśli czegoś nie potrzebujesz, a ta rzecz jest w dobrym stanie, nie musisz tego wyrzucać, wystarczy, że położysz ją na murku przed domem i ewentualnie przyczepisz karteczkę z informacją, że działa. Jeszcze lepiej jak na karteczce będzie napisane coś bardziej w angielskim stylu typu „I’m still working, please take me! :)” albo „I’ll make you happy, don’t leave me here! ;)” Większe rzeczy są też wystawiane np na Gumtree czy Freecycle kompletnie za darmo.

Ten ostatni portal był kiedyś rewelacyjny, ale w pewnym momencie zbyt dużo osób pomyślało chyba, że można się tak wzbogacić i zaczęło zbierać te rzeczy i sprzedawać. Po jakimś czasie, kiedy pisało się do właściciela chcące coś oddać za darmo nawet po 5 minutach od tego, jak wrzucił info, wszystko było już zaklepane.

4. Henry

Niebawem po tym jak przybyłam do Bristolu, poznałam Henry’ego. Henry nie był zbyt gadatliwy, ale ciągle się uśmiechał i patrzył na mnie swoimi wielkimi oczami. Pomimo iż nie umawiałam się z nim nigdy na spotkanie ani zapraszałam w miejsca, które odwiedzałam, co jakiś czas zaskakiwał mnie swoją obecnością – czy to u znajomych, w sklepie, czy nawet w pracy.

Henry to charakterystyczny w Anglii (i chyba ulubiony) odkurzacz! Oni wręcz kochają uosabiać przedmioty (czy oglądał ktoś bajkę o panie Poo, czyli o kupie? :/). Często można tu ujrzeć napisy na rzeczach typu „otwórz mnie”, „zjedz mnie”, które brzmią jakby te predmioty miały swoje zdanie czy duszę, jakby zwracały się bezpośrednio do osoby, która na nie patrzy. Jest to pewnie jakiś chwyt marketingowy, który musi nieźle działać, bo jest rozprzestrzeniony na skalę krajową.

henry

Uśmiechnięta śpiewająca choinka też nikogo tu nie dziwi! 😉

bristol_spiewajaca_choinka

5. Nadużywanie uprzejmości

Mieszkając w Anglii co chwilę będziesz słyszeć słowa „please” i „sorry”, wręcz na każdym kroku, nawet jeśli ktoś wszedł Ci w drogę w supermarkecie lub nagle Ciebie zauważył, obracając się (mógł przecież na Ciebie wpaść!). Taki nawyk nabywa się z czasem, przebywając wśród angielskich tłumów. Natomiast ci, co nie nadużywają tych słów, uważani są za niegrzecznych. Polacy są dość powściągliwi, jeśli chodzi o przepraszanie i proszenie, często więc uważani są za niezbyt miłych.

6. Oficjalny ton

Kobiety mówiące oficjalnym tonem bardzo często wydają z siebie piskliwe dźwięki – to też podłapałam, mieszkając w Anglii. Z jakiegoś powodu taki piskliwy głosik jest uważany za bardziej przyjazny i zapraszający. A może po prostu bardziej kobiecy…?

7. Brak rozsądku

Jako że jestem dyplomatką, powiem to delikatnie – Anglicy bywają nierozsądni i często brakuje im wyobraźni, żeby zorientować się, że konsekwencje tego, co akurat planują zrobić, będą ciężkie i mogą mieć ogromny wpływ na ich życie. Są oni przyzwyczajeni do tego, że myśli się za nich, więc oni nie muszą przechodzić przez ten jakże męczący proces. 😉

Nierzadko można w Anglii ujrzeć jakieś głupie instrukcje,  mówiące jak użyć przedmiotu, który nie kryje w sobie żadnych kompletnie tajemnic. Słyszało się o różnych dziwnych historiach, keidy to mieszkańcy brali do sądu miasto, jakąś firmę czy instytucję o odszkodowanie, bo nie było ostrzeżenia i – o dziwo – wygrywali sprawę! Myślę, że to jest główny powód, dla którego powstała cała masa idiotycznych instrukcji, wskazówek czy tabliczek z informacjami.

8. Dziwna wymowa Bristolijczyków

W UK ludzie mają akcent charakterystyczny dla danych rejonów, nikogo to nie dziwi. Ale poza tym Bristolijczycy nie wymawiają często „t”, co nie raz może wprawić nowego mieszkańca w niemały kłopot. Mówią oni więc „ba-er” na masło (butter) albo „ło-er” na wodę (water). Z drugiej strony ciężko jest to naśladować na samym początku, więc nie mają pojęcia, o co Ci chodzi, kiedy mówisz do nich „baer”. 😉

Po powrocie do Polski studiowałam filologię angielską (ciekawe doświadczenie, swoją drogą – może jeszcze kiedyś o tym napiszę 😉 ), gdzie poznałam tajniki angielskiej wymowy i faktycznie wspomniana była taka wymowa niektórych wyrazów. Ciekawie było uczyć się teorii o czymś, co zna się już z praktyki. 🙂

9. Rozwijane trawniki

To był dla mnie szok, kiedy pierwszy raz zobaczyłam leżący na chodniku zwinięty w kłębek trawnik! Większość życia mieszkałam w Trójmieście pełnego naturalnej przyrody i taki kłębuszek bardzo mnie zdziwił. Przez pewien czas nie mogłam zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi, a chodzi o to, że nie trzeba hodować ładnych trawników w centrum miasta (ani u siebie w domu, jak się człowiek uprze), wystarczy wymienić je w okresie wiosennym na takie już wyhodowane, ślicznie zielone i żywe!

bristol_zwijane_trawniki

10. Analfabetyzm

Nie mogę znaleźć żadnych wiarygodnych i aktualnych źródeł, żeby poprzeć się statystykami, ale mignęło mi gdzieś, że 20% Brytyjczyków nie umie pisać ani czytać. Nie jestem pewna, czy te dane są autentyczne, ale jestem skłonna w to uwierzyć. Czemu…?

Kiedyś pracowałam z dość młodym chłopakiem (mógł być w wieku licealnym), który nie potrafił odczytać grafiku i ze 2 razy prosił, żebym mu powiedziała, kiedy ma przyjść do pracy). Myślałam, że z jakiegoś powodu go nie rozumie (chociaż nie było w nim nic skomplikowanego), więc mu go cierpliwie wytłumaczyłam. Ale po jakimś czasie okazało się, że on po prostu nie umiał czytać. Jako że w Polsce kładzie się nacisk na edukację (przynajmniej w minimalnym zakresie), nie przyszło mi do po prostu do głowy.


Ale pomimo wszystkich dziwactw Anglicy bywają uroczy, zabawni i całkiem sympatyczni. 🙂 Mam kilku znajomych w Anglii (chociaż większość z nich to obcokrajowcy, którzy tam zamieszkali 😉 ) i świetnie się z nimi dogaduję i dobrze z nimi bawię. Nie ma więc co zrażać się do nich, dla nich niektóre nasze zwyczaje też napewno są dziwaczne! 😉

Nisia

Jeśli zainteresował Ciebie ten post, to polecam zapoznać się z serią o emigracji.

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Tutaj znajdziesz link do mapy z zaznaczonymi miejscami, w których byłam, i linkami do notek.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

7 myśli na temat “Nie Dajmy Się Zwariować, Czyli 10 Ciekawostek o Anglii

  1. Mieszkam w Anglii ponad 10 lat i ze wszystkimi Twoimi spostrzeżeniami się zgadzam, a nawet i więcej opisałam również u siebie.
    Też uwielbiam podróżować, choć uważam, że aby naprawdę poznać kraj, który się odwiedziło, trzebaby pomieszkać w każdym conajmniej rok. Z tą teorią ciężko u mnie o satysfakcję, więc częściej sięgam po książkę/film dokumentalny/znajomego obcokrajowca, niż po bilet lotniczy i w taki sposób „podróżuję” 🙂
    Uczę się od niedawna fotografii, więc sporo już nas łączy 🙂

    1. Tez uwazam, ze trzeba mieszkac w danym kraju, zeby go poznac, ale mnie to akurat od podrozowania nie powstrzymuje 🙂 wole chociaz troche zobaczyc jak zyje sie w innych miejscach, bo mieszkanie w kazdym jest niemozliwe 🙂

    1. Każdy zauważa inne rzeczy. 🙂 Poza tym jak się mieszka gdzieś to dziwactwa zaczynają zamieniać się w rzeczywistość i trzeba się nad tym zastanowić (ja też musiałam :P).

  2. 11. Bristol to pole minowe robotników – roboty są wszędzie. Miesiąc po skończonych robotach wracają w to samo miejsce.
    12. Rowery, wszędzie są rowery. Niekoniecznie jeżdżące prawidłowo i bezpiecznie (wciąż mnie plecy bolą po tym, jak mnie babka rozmaśliła na przejściu).
    13. Zwężanie dróg jako walka z korkami, które powodują korki.
    😀

Leave a Reply to mefistowy Cancel reply