Powiedzieć, że nie jestem przyzwyczajona do ostrego jedzenia to mało -„lekko ostre” jedzenie jest dla mnie ostre, a wszystko od „średnio ostrego” w górę – niejadalne. 😉
Jak wszyscy wiedzą – w Meksyku jest bardzo ostre jedzenie, przed wyjazdem próbowałam więc jakoś przyzwyczaić się do jedzenia (choć trochę) ostrzejszych potraw. I co się okazało? Że niepotrzebnie, bo to mit. 🙂
Salsa
Ci, którzy martwią się, że pojadą do Meksyku i nie będą mogli nic jeść, bo nie trawią ostrego, mogą odetchnąć z ulgą, bo mało kiedy podają w knajpkach ostre jedzenie. W większości ostrość potraw pochodzi z sosów (sals) stojących na stole bądź podanych z daniem. W Meksyku byłam przez prawie miesiąc (przejechałam przez pół kraju od Jukatanu po miasto Meksyk), jadłam w knajpach turystycznych i dla lokalnych mieszkańców i tylko raz trafiłam na potrawę, której nie byłam w stanie zjeść – wszystkie inne były wystarczająco łagodne.
Fakt, że od tamtego czasu przed zamówieniem potrawy pytałam za każdym razem czy nie jest ona ostra, ale prawie zawsze odpowiadali mi, że nie.
Na samym początku zadawałam pytanie „es picante?” co znaczy „czy to jest pikantne?”, ale szybko nauczyłam się, że nie jest to najlepszy pomysł, bo często dostawałam smutną odpowiedź, że „niestety nie jest”. Często ludzie myśleli, że chciałabym zjeść coś ostrego. W obawie, że w jakimś miejscu nie dogadam się po hiszpańsku (nie wszędzie mówili po angielsku, a ja nie władam hiszpańskim biegle) i podadzą wyjątkowo dla mnie ostrą wersję jakiegoś dania, zmieniłam pytanie na „czy to nie jest pikantne?” („No es picante?”). Jedno małe słówko, a zupełnie zmieniło wydźwięk i pozbawiło niepotrzebnego ryzyka. 😉
A jak to było z salsami? Niektóre były tak ostre, że chyba wypalały gardło. 😉 Unikałam z reguły salsy o kolorze czerwonym, bo często były zrobione z chilli, za to zajadałam się guacamole. Nigdy wcześniej jakoś szczególnie nie jadłam awokado, ale w Meksyku pokochałam je całym sercem i wciąż kocham miłością bezwzględną! 😉 Nawet po tym jak pod koniec zeszłego roku spędziliśmy tydzień w Hiszpanii na kursie wspinaczkowym i (z własnej woli) codziennie objadaliśmy się kanapkami z serem czy szynką parmeńską z guacamole właśnie zamiast masła (czasem nawet częściej niż raz dziennie).
Alkohol, który miażdży i sponiewiera 😉
O jednej rzeczy jeszcze chciałam przy okazji wspomnieć – w stanie Chiapas miałam też okazję pić piwo zwane chicha oraz posh – oba robione przez miejscowych Indian. Skupmy się na tym drugim, bo jest to silny alkohol, który ma ok 70-80% i zrobiony jest z kukurydzy.
W rejonie nieopodal San Cristobal de las Casas, posh produkowany jest głównie w jednej wsi przez jedną rodzinę, która nieźle się na tym wzbogaca (w końcu ma monopol na posh). „Fabryka” mieści się w starym małym budynku, a alkohol trzymany jest w wielkich beczkach. Można spróbować różnych rodzajów – przynajmniej my mieliśmy taką okazję, bo znajomy, z którym byliśmy nie kupował od nich pierwszy raz, a w dodatku umiał się z nimi dogadać w lokalnym języku Tzotzil, co jest nie lada wyzwaniem. Po zakupie dostaje się posh przelany do plastikowych butelek bez etykietki.
Posh wykorzystywany jest przez Indian do ceremonii religijnych (chociaż pewnie nie tylko, ale taka jest tradycja). Co ciekawe, używa się go także w kościołach, jak na przykład w Chamuli, o której już wcześniej pisałam. Tam, poshem częstowani są wszyscy (nawet dzieci), a przy okazji zabija się i kilka kur jak akurat są pod ręką. 😉
Zadziwiające jest to, że pomimo procentów nie czuć w poshu za bardzo smaku alkoholu – nadaje się mu różne smaki i wchodzi prawie jak woda albo sok. Jest całkiem dobry, możecie więc sobie wyobrazić, jakie są skutki, kiedy się zapomnisz.
Ze względu na wysoką zawartość alkoholu można się nim bardzo łatwo upić i obudzić się z kacem gigantem następnego dnia, będąc zupełnie niezdolnym do życia. Sama byłam tego świadkiem – ja na szczęście miałam aż za dużo rozsądku i samodyscypliny, żeby po połowie szklanki powiedzieć stop (tak, piliśmy posh na szklanki, bez żadnej popitki), ale nie wszyscy z mojego towarzystwa potrafili. 😉
Generalnie, nie masz z nim szans, ale zawsze możesz się zmierzyć! 😉
Tutaj znajdziesz spis kosztów mojego wyjazdu do Meksyku z praktycznymi informacjami, a tutaj ciąg dalszy o meksykańskim jedzeniu.
Nisia
Inne posty, które mogą Ci się spodobać:
To tak jak zrobić flaczki po swojemu i dać cudzoziemcowi.