Meksyk – Pierwsze Wrażenie

Sama podróż do Meksyku trwała koło 27 godzin (licząc przesiadki). Był to mega długi dzień i do tego dochodziła zmiana czasu (w Meksyku jest 7h wstecz), więc plan na pierwszy dzień wliczał tylko i wyłącznie odpoczynek. 🙂

Playa!

Pojechaliśmy więc na plażę, bo z tego Cancun słynie. Szukając drogi, zagadliśmy do jakiejś Meksykanki, która wyjaśniła nam, którym autobusem mamy jechać, gdzie wysiadać w drodze powrotnej i które plaże są fajne. Poleciła nam Playa Forum albo Playa Delfinas.

Pojechaliśmy do tej pierwszej i byliśmy zachwyceni tym miejscem! Piasek na plaży był troszkę bardziej szorstki niż w Polsce, ale woda robiła niesamowite wrażenie! Osobiście moja paleta kolorów jest bardzo uboga i jeśli chodzi o niebieski to poza standardowym kolorem rozróżniam tylko granatowy i błękitny, 😉 ale tutaj wody nie dało się określić inaczej jak „turkusowa”. Ocean był po prostu przepiękny! Na plaży stały parasole i to nie byle jakie! 😉 Zamiast plastikowych parasoli zobaczyć można było takie oto cudeńka: 😉

Woda była niesamowicie słona – przypadkiem napiłam się jej jak zalała mnie wielka turkusowa fala. Było w niej tyle soli, że cały przełyk zaczął mnie po prostu palić. Do jednego oka też nalała mi sie woda i szczypało. Coś za coś musi być!

Transport w mieście

Okazało się, że w Meksyku mają bardzo luźny system przystankowy – w mieście właściwie nie ma przystanków, są one tylko w strefie hotelowej. W centrum, kierowca autobusu trąbi przejżdżając obok pieszych i czasem jest ignorowany, a czasem piesi korzystają z zaproszenia. Można też poprosić kierowcę o to, żeby wysadził nas w miejscu, gdzie akurat jesteśmy – nie jest to jakiś wielki problem.

W sumie jest to bardzo wygodne, chociaż u turystów może powodować dezorientację i brak poczucia bezpieczeństwa. Ale kierowcy są mili, ułatwia sprawę fakt, że bilet jest za jeden przejazd, więc nie trzeba precyzować dokąd jedziesz, a jeśli musisz wysiąść w konkretnym miejscu i nie wiesz, gdzie to jest – nie martw się, kierowca już zadba o to, żebyś tam wysiadł. 😉

Białego człowieka trzeba pilnować!

Nie wiem jeszcze czy jest to kwestia tego, że Cancun jest miastem typowo turystycznym czy ogólnie w Meksyku mają taki zwyczaj, ale odniosłam wrażenie, że jak Meksykańczyk zobaczy, że obok jakiś gringo nie wie co robić, to trzeba mu pomóc. Kilka razy oferowano nam pomoc, nawet kiedy jej nie potrzebowaliśmy, tylko po prostu się zastanawialiśmy – były to z reguły drobnostki, np. szukaliśmy godzin otwarcia supermarketu  (wyglądało pewnie jakbyśmy nie wiedzieli, gdzie jest wejście) i ochroniarz chciał wpuścić nas wyjściem; albo nie byliśmy pewni, w którą stronę iść do hotelu i jakiś starszy pan podszedł do nas, żeby nam pomóc.

W drugim przypadku starszy pan okazał się sprzedawcą w małym biurze podróży i dobił interesu, bo akurat chcieliśmy wykupić jednodniową wycieczkę, ale ten poprzedni nie miał w tym żadnych korzyści. 🙂

Uliczne jedzonko

Przy tym właśnie supermarkecie pierwszy raz spróbowałam jedzenia od starszej pani z małym straganikiem. Był to placek posmarowany jakąś pastą chilli i z warzywam (jak się potem okazało, wśród warzyw był kaktus). 🙂 za pierwszym razem niezupełnie wiedziałam, czy mi to smakuje. 😛 Nowe smaki czasem okazują się tak zaskakujące, że nie od razu wiadomo, co o nich sądzić. Ale za drugim razem stwierdziłam, ze ten placek jest bardzo dobry i do tego kosztował tylko z 25 peso (ok. 5zł). 🙂

Zona hotelera

Cancun słynie z tego, że ma piękne plaże, cudowny ocean i całą hordę drogich hoteli. Przyjeżdżają tu ludzie z całego świata, chociaż pewnie najwięcej jest tu Amerykanów, Anglików i ludzi z bogatych krajów, ale są i Meksykańczycy czy Hiszpanie. Często przyjeżdżają tu też młode pary w podróż poślubną – w końcu wydaje się to być istny raj na ziemi. 🙂

Tak zwana zona hotelera obejmuje hotele przy plaży (takich jak Riu hotel, który jest jednym z najdroższych na swiecie) wraz z dostępem do oceanu. Hotele te odgradzają sobie część plaży, więc jeśli w takim mieszkasz, możesz przez cały pobyt siedzieć w hotelu i nigdzie nie wychodzić. Chociaż osobiście uważam, że byłoby to zmarnowanie możliwości, jakie daje Meksyk. 😉

„Napiwki nie wliczone”

W Meksyku trzeba dawać ludziom napiwki – taksówkarzowi wiozącemu nas z lotniska; kelnerowi w restauracji; pokojówce w hotelu, w którym mieszkasz; pani w publicznej toalecie, co poda Ci ręcznik papierowy; kierowcy czy pilotowi wycieczki – wszystkim za wszystko, dosłownie (czasem da się tego uniknąć 😉 ). Bywa to denerwujące, bo są to dodatkowe koszta, których się nie spodziewasz. Również w naszym polskim mniemaniu napiwki dostaje się za dobrą obsługę, a nie po prostu za to, że się jest. 😉

Turystyczna strona Meksyku

Z reguły ani ja ani przyjaciel, z którym przyjechałam, nie jesteśmy prawdziwymi turystami, ale raczej podróżnikami – jedziemy na własną ręke, często bez konkretnych planów (tak jak teraz) i nie korzystamy z drogich hoteli, nie jemy w drogich restauracjach, etc.

Ale tym razem pobawilismy się w gringo (tak nazywają Meksykanie bogatych Amerykanów) i troszkę poszaleliśmy (ale i tak w granicach normy 😉 ).

Po pobycie na plaży poszliśmy do meksykańskiej restauracji, gdzie drinki były dość drogie (150-170 pesos), ale za to jakie ogromne i pyszne! 😀 Ja zamówiłam margeritę o smaku kiwi z jakimś jeszcze dodatkiem, a mój towarzysz kokosową fantazję. 😉 Jedzonko też bylo całkiem dobre.

img_0826.jpg

A następnego dnia zafundowaliśmy sobie wycieczkę do Tulum, Playa del Carmen, Coby i cenota (podwodna jaskinia) – ale o tym będzie następnym razem, bo chyba mam za dużo do powiedzenia jak na jedną notkę. 😉

Takie wycieczki sprzedają reprezentanci biur podróży – jest to dużo powiedziane, bo z reguły są to małe straganiki (czasem mają metr kwadratowy przestrzeni, do której mozna wejść porozmawiać, ale bez komputera) ze zdjęciami z konkretnych miejsc, które mają zachęcić turystę do kupna wycieczki. Ceny często nie są ustalone z góry, ale wymyślane na poczekaniu, biorąc pod uwagę, jak wyglada klient i w jakim hotelu mieszka, więc moźna się targować. My ostatecznie stargowaliśmy się z ceny 139 USD/os do 58 USD/os, powołując sie na niższą cenę w innym miejscu.

Na Jukatanie jest naprawdę dużo miejsca wartych zobaczenia – myślę, że można by tam spędzić ze 2 tygodnie ciągle gdzieś jeżdżąc, ale w takim wypadku raczej bardziej opłacałoby się wynająć samochód (ponoć depozyt za samochód wynosi koło 10 tys zł – info niepotwierdzone osobiście).

Tak właśnie wygląda Meksyk turystyczny, który właśnie opuszczamy – jedziemy autobusem ADO przez prawie pustą autostradę co wygląda jak mała droga pośród dżungli do Chichen Itzy, gdzie powoli zaczniemy dziką przygodę! 😉

Informacje o kosztach wyjazdu do Meksyku i przejazdu/atrakcji w tym kraju znajdziesz tutaj.

Nisia

Wybrane posty o Meksyku:

5 myśli na temat “Meksyk – Pierwsze Wrażenie

  1. Podczas mojego pobytu w Meksyku, Cancun był na samym końcu po intensywnym zwiedzaniu. Na szczęście.
    Trochę nieprzyjemne wspomnienia mam z tego miejsca z powodu naciągania w barach oraz reakcji policji. Lepiej nie dyskutować, zawsze staną za swoimi. W dodatku lepiej nie trafić samemu na nich w nocy bo może to być kosztowne- z byle powodu.

    1. Wow, ja akurat nie mialam tam zadnych nieprzyjemnosci, ale ciesze sie ze bylam w Cancun na poczatku, bo potem bym rozczarowala sie jeszcze bardziej, gdybym miala porownanie z prawdziwym Meksykiem

Dodaj komentarz