W parku Marii Luisy w Sewilli, niedaleko Placu Hiszpańskiego, znajduje się Plac Amerykański.
Jest on całkiem ładny i panuje tam spokój, którego pragnęła moja dusza po bardzo wyczerpującym dniu. 🙂
Blog podróżniczy
W parku Marii Luisy w Sewilli, niedaleko Placu Hiszpańskiego, znajduje się Plac Amerykański.
Jest on całkiem ładny i panuje tam spokój, którego pragnęła moja dusza po bardzo wyczerpującym dniu. 🙂
Ostatnio było bardzo psychologicznie, dziś przyszła więc pora na typowo podróżniczą notkę. 😉
Piękne, intrygujące, niepokojące, zadziwiające, poruszające – Klify Moherowe (wiem, że nie jest to prawidłowa nazwa, ale nie mogę się powstrzymać, więc musicie mi wybaczyć 😉 ). Wielu różnych pozytywnych epitetów możnaby użyć do określenia tego miejsca. Niektórych być może ono nie zadziwi, ale Klify odwiedzane są przez około miliona turystów rocznie – chociażby to robi wrażenie. Ciągną się one przez 8 km i sięgają 214 metrów wysokości.
Biorąc pod uwagę, że tyle ludzi podróżuje do tego zakątka w Irlandii, są tam tłumy, zwłaszcza przy ładnej pogodzie (która nie zdarza się zbyt często w Irlandii, gdzie ciągle pada). Ale mimo wszystko można na spokojnie przejść się wzdłuż klifów tak daleko jak pozwala na to czas. My miałyśmy go niewiele (może ze 3 godziny), bo wybrałyśmy się tam wraz ze zorganizowaną wycieczką i pilotem Irlandczykiem, który zabawiał nas swoim specyficznym poczuciem humoru i próbował uczyć irlandzkich piosenek. Ale za bardzo mu się to nie udało. 😉
Dziś będzie bardzo luźno i niezobowiązująco. 🙂 W piątek wyjeżdżam wreszcie na XL zlot indianistów i dopiero „zaczęło to do mnie docierać”! Ekscytacja uderzyła we mnie z podwójną siłą i poza momemtami, w których angażuję się w pracę (mam tendencje do pracoholizmu, więc to mnie wcale nie dziwi), wciąż myślę o wyjeździe i nie mogę się nim nacieszyć. ^^
To podekscytowanie sprawia, że uśmiecham się pod nosem i nie straszny jest mi deszcz, pochmurne niebo, wściekli klienci czy jakiekolwiek przeciwności losu, z którymi się borykam. Biorę je za uszy i tarmoszę, bo podejście jest najważniejsze i to dzięki niemu udaje się zwalczać wszystko, co napotka się na swojej drodze.
Myślisz, że niektórzy mają straszliwego pecha, a inni przeokropne szczęście w życiu? Może trochę prawdy w tym jest, ale w dużej mierze jest to też kwestia optymizmu (bądź pesymizmu) i tego, czy poddasz się w walce. Jak się czegoś mocno pragnie to przy pewnej dawce cierpliwości zawsze się to osiągnie… Czytaj dalej „Ekscytacja, Która Pcha Nas Do Działania”
Do tego roku wszystkie podróże, w które wyjeżdżałam, wliczały udział osoby trzeciej – albo jechałam z kimś albo do kogoś. W tym roku postanowiłam, że spróbuję czegoś nowego, że wyjadę gdzieś sama, bo przecież tak naprawdę nie ma czego się bać! 🙂
W pierwszą taką niby-podróż pojechałam w lutym. Ponieważ miałam ograniczone fundusze i czas (niecały dzień), chciałam pojechać gdzieś blisko, a do tego zaczęłam fascynować się górami – padło więc na Zakopane. Tak, tak, była to samotna podróż bez ludzi, ale poniekąd wśród ludzi. 😉 Od czegoś trzeba zacząć, małymi kroczkami można zajść daleko, jak stawia się je odpowiednio szybko i w konkretnych ilościach (a tutaj błędu nie popełniłam, bo 2 mesiące później wyjechałam do Hiszpanii gdzie większość miejsc zwiedzałam sama). Czytaj dalej „Odrobina Samotności (Zakopane)”
Zawoja to najdłuższa wieś w Polsce (18 km długości) leżąca w województwie Małopolskim, u stóp Babiej Góry (1725 m). Gdzieś tam przy Babiogórskim Parku Narodowym znajduje się skansen im. Józefa Żaka, w którym można zobaczyć tradycyjne drewniane chatki (ba! w jednej nawet można się przespać!). Jest to bardzo spokojne miejsce, gdzie czas płynie leniwie, a ptaki śpiewają nieco za głośno. 😉
Niewielu ludzi zdołało przyjechać na weekend do Zawoi – było nas bodajże 9 osób i mała Marianka, która była dodatkowym promyczkiem szczęścia – wszyscy w jej otoczeniu się uśmiechali. 😉 Ale dzięki temu, że przebywaliśmy w tak małym gronie – prawie że odcięci od świata – udało nam się stworzyć rodzinną atmosferę. Czytaj dalej „Śpiewanie zbliża ;)”
Alcazar de los Reyes Cristianos w Cordobie warto jest odwiedzić z samego rana, bo można tam wejść za darmo do godziny 9:30 (normalnie koło 4,50€). A skoro dają za darmo, to czemu nie brać…? 😉 Nie wiem, czy jest tak również w sezonie, ale w kwietniu było. 🙂
Wspomnienia z drogi (Hiszpania)…
I znów jedziemy, i znów widzę moje ukochane wiatraki. ^^ Uśmiecham się szeroko na ich widok i podziwiam, czuję spokój w sercu i radość… ^^ A przede mną całe stado wiatraków! ^^ Aparat idzie więc w ruch, bo jak mogę stracić taką szansę na sfotografowanie ich – chyba nie mam ich na żadnych zdjęciach, na żadnych moich przynajmniej. 😉 Znajoma kiedyś podsyłała mi zdjęcia wiatraków i za każdym razem uśmiechałam się na ich widok, tak miło mi się kojarzą. ^^ Popatrz na nie – ruszają się niby powoli, ospale, ale jednak z gracją; są takie smukłe; przestrzegają ustalonego rytmu…
Na pewno Alcazabę, do której droga prowadzi przez małe, urokliwe uliczki pełne kwiatów.
Stamtąd rozpościera się widok na miasto i miniaturowy „chiński mur” 😛
Nigdy w Chinach nie byłam, ale niech żyją skojarzenia, dzięki nim życie jest prostsze i bardziej interesujące. 😉 Idąc dalej tym torem, czy poniższe nie kojarzy się z Rio de Janeiro…? 😛
W czasie pobytu w Almerii, wybrałyśmy się do Cabo de Gata (nazwa tłumaczy się bodajże jako Przylądek Kotki). Są tam mniej oblegane plaże (także z szarym i niezbyt fajnym piaskiem niestety) i jest całkiem przyjemnie, z widokiem na góry w obie strony. 🙂
Czytaj dalej „Autostopowicze (nie)mile widziani (Cabo de Gata, Hiszpania)”
Są takie miejsca na świecie, które sprawiają wrażenie, jakby zatrzymał się tam czas. Są nawet takie, w których czas faktycznie dalej już nie płynie. Do tych drugich należy Corcomroe Abbey znajdujące się w Irlandii. Są to ruiny klasztoru z XIII wieku, które dzielnie trzymają się na nogach, chociaż trochę już w uboższej wersji (brakuje dachu na przykład). 😉 Czytaj dalej „Tam, gdzie zatrzymał się czas (Irlandia)”
To już niedługo, to już tuż tuż! W piątek kolejny wyjazd – do Hiszpanii. 🙂 Zamierzam zwiedzić Granadę, Almerię, Cordobę, Sewillę i Malagę. Zobaczymy, co tak naprawdę z tego wyjdzie, bo wiadomo, że nigdy nie da się zrealizować planów w 100%. 😉 I dlatego zbyt szczegółowych planów robić nie można i najlepiej traktować je z przymrużeniem oka. 😉
Jestem podekscytowana tą podróżą i normalnie brak mi słów… :O Albo to kwestia tego, że jak piszę tą notkę, jest sobota 7 rano, a ja siedzę już w pociagu do Gliwic, a normalnie wstawałabym za godzinę albo dwie (minimum!). 😉 Ach, co te pasje robią z człowiekiem – gotowy jest na takie poświęcenia! 😉
Czytaj dalej „A-A-A, Czyli Podróż w Tę i z Powrotem 😉 (Hiszpania)”
Po kamiennej pustyni (mowa o poprzednim poście) nadszedł czas na pustynię „prawdziwą”. 😉 Jakby ktoś się zastanawiał co robić, bedąc w Maroko (ba, jakby się kto zastanawiał, czy w ogóle jechać do Maroka!), zdecydowanie polecam wybrać się na pustynię. Mało brakowało, a sama bym nie pojechała, ale skusiliśmy się i wcale tego nie żałuję! Szczerze polecam – pomimo dodatkowej ceny 50 EUR – zwłaszcza jeśli jedzie się z pociągaczem wielbłąda, który umila czas (ja miałam dwóch, ale tylko jeden tak naprawdę był pociągający i nie był to pan w turbanie! 😉 ). Warto obejrzeć zachód słońca, dotknąć gorącego piasku – tego pustynnego, pomarańczowego piasku zapomnienia – który jest zupełnie inny niż ten, który my znamy, bo różni się zarówno barwą jak i konsystencją.
Powinno być najpierw o Irlandii ogólnie – kilka słów wstępu mówiących o tym jak tam jest, jak się żyje, etc… ale nie będzie. 😉 Będzie o pozytywnej samotności i poczuciu małości w przeogromnym świecie.
Czytaj dalej „Tam, Gdzie Nawet Diabeł Nie Zagląda (Irlandia)”