Kilka kilometrów od miasta zajdują się ruiny starego miasta, zwane również medyną (jest to dosłownie stare miasto, a nie starówka w naszym wyobrażeniu), więc jeśli ktoś uwielbia łażenie po „kupie kamieni” 😉 to jest to miejsce, które koniecznie musi zobaczyć.
Ale po kolei… Czytałyśmy w internecie (nie wierzcie internetom, bo kłamią!), że bilety do medyny w Cordobie trzeba kupić dzień wcześniej w informacji turystycznej, bo inaczej wszystkie będą wykupione na ten sam dzień. Odnosiło się to chyba do sezonu, bo w kwietniu nie było z tym problemu i pewnego pięknego dzionka z rana udało nam się dostać bilety na autobus o 17.
Z tą medyną to całkiem dziwna sprawa, bo płaci sie właściwie nie za wstęp do medyny (dla Europejczyków wejście za darmo), ale za specjalny autobus, który nas tam zabiera (8,50€). Wygląda więc na to, że firma przewoźnicza ma monopol i zarabia na tym krocie. Swoją drogą autobus był tego dnia zupełnie pusty o godzinie 17 i 20 (droga powrotna), byłyśmy więc VIPkami ze swoim luksusowym pojazdem i osobistym kierowcą. 😉
Na miejscu najpierw oglądałyśmy film z napisami angielskimi opowiadający historię tego miejsca. Pokazywał on rekonstrukcję miasta (a raczej ogromnego pałacu), które kalif wybudował, żeby w nim mieszkać i pokazać swoją siłę i przepych odwiedzającym go ambasadorom. Chiał on także mieć widok na swoje ziemie położone niżej i kontrolę nad przejeżdżającymi podróżnymi – drogi przechodziły przez Madinat Al-Zahra.
Jak już wreszcie dojechałyśmy na miejsce, dało się z góry ogarnąć całe miasto wzrokiem i przez to wyglądało na o wiele mniejsze niż prezentowane na filmie. Ale jak zaczęłyśmy zwiedzać, okazało się, że aż tak małe nie jest i 2 godziny przeznaczone na zwiedzanie są akurat wystarczające.
Wyznaczony był kierunek zwiedzania, nie można więc było się zgubić, czy coś pominąć. Właziłyśmy więc wszędzie, gdzie się dało (niektóre miejsca były odgrodzone) i oczami wyobraźni widziałyśmy ogromne korytarze, gdzie prowadzono ambasadorów, wielki piec, piękne pokoje i ludzi podziwiających przepych pałacu.
Jest to raj dla tych, co uwielbiają oglądać ruiny, chociaż w godzinach szczytu można się pewnie rozczarować, bo brakuje tam samotności i ciszy.
Medyna była zarówno muzeum, ale także i strefą archeologiczną, gdzie wciąż wydobywali nowe elementy.
Widok ten przypomniał mi, że jako dziecko chciałam zostać archeologiem. Dłubałabym więc w ziemi w jakimś odłegłym zakątku jak ten (albo i dalej), siedząc na słońcu i kontemplując życie i skupiając się na szczątkach należących do przeszłości… Ale wyszło tak, że prawie codziennie siedzę przy komputerze, rozgryzając psychikę ludzką i przewidując kolejny ruch nieobliczalnych klientów, a w wolnym czasie kontempluję teraźniejszość i planuję przyszłe wyjazdy. No i dużo podróżuję – niewiele więc straciłam… 🙂
A po zwiedzaniu czas na odpoczynek! 😉
Nisia
Inne posty o Cordobie:
W sumie to taki starszy skansen. 😀 Jak nie ma ludzi to wygląda