Już za miesiąc będę w Japonii! Moje wieloletnie marzenie zostanie spełnione, a ciekawość zaspokojona przynajmniej w jakimś stopniu. Spróbuję sushi u samego źródła, ze świeżymi rybami. Jeśli się uda, przebiorę się w kimono. 😛 Zobaczę klimatyczne Kioto i nowoczesne Tokio. A przy okazji będzie wiele innych atrakcji.
Już nie mogę się doczekać! ^^
Wpis z serii Z Życia Bloga, czyli co się u mnie działo w tym miesiącu i jak wyglądają moje podróże od podszewki
Planowanie podróży
To jest chyba takie moje zboczenie, że jak zacznę sprawdzać różne miejsca i atrakcje to ciężko mi przestać. Na początku myślałam, że wyjazd do Japonii nie będzie tak szalony jak ten do Malezji czy Meksyku, ale już nie jestem tego taka pewna. 😛 Nastawiam się na to, że wrócę jeszcze do Japonii, więc nie muszę wszystkiego ujrzeć tym razem, ale odkrywam coraz więcej rzeczy, które chciałabym zrobić czy zobaczyć – od standardowych jak las bambusowy w Kioto, tradycyjnych jak spanie w Ryokanie czy odwiedzenie świątyni Senso-ji W Tokio, przez mniejsze atrakcje jak zobaczenie Hachiko przy dworcu w Shibuya, ujrzenie nowoczesnego Tokio zwłaszcza w dzielnicy Akihabara, aż po kulturowe spotkania jak ceremonia zaparzania herbaty czy walki sumo. Trochę tego jest i lista coraz bardziej się wydłuża.
Spisuje więc sobie wszystkie pomysły, mam już kilka miejsc, do których kiedyś pojadę, ale wiem, że tym razem trzeba z nich zrezygnować, bo nie będzie nam po drodze, mowa na pzykład o przepięknym szlaku rekkinowym Kumano Kodo. W Ryokanie też nie uda się przespać, bo niestety lecimy na Hanami i ceny teraz są przynajmniej 2 razy wyższe niż normalne (porównałam) i taka przejemność kosztowałaby nas minimum 700zł/noc. Noclegi i tak będą drogie, a już jest przesada. Lepiej pomieszkać w Ryokanie albo tradycyjnym domu innym razem, nie w szczycie sezonu.
Ach, ta ekscytacja!
O ile wcześniej nie jarałam się tak bardzo tym wyjazdem tak szukanie informacji w sieci i plany robią swoje i teraz już bardziej się ekscytuję i coraz więcej chcę! 😉 Na razie mamy zarezerwowany tylko nocleg w Tokio (pierwsze 6 dni) oraz w Kioto (kolejne 7). Na resztę dni mamy pomysł, ale nie jest w 100% przyklepany – chcemy zobaczyć Himeji, gdzie nagrywano „Ostatniego Samuraja”, więc prawdopodobnie tam zatrzymamy się na chwilę. Do tego dojdą jednorazowe wypady do Kamakury czy Nary. Na sam koniec pewnie wrócimy na 2 dni do Tokio, bo stamtąd lecimy z powrotem do Polski.
Trzymajcie kciuki, aby udało się zobaczyć wiśnie w pełni rozkwitu, ponieważ możemy troszkę się z nimi minąć, zwłaszcza, że ta prognoza jest taka sama jak prognoza pogody – może się zmienić 3 dni przed. 😉 Już i tak jest wystarczająco drogo, więc smutno by było ominąć hanami. 🙁
Trochę mnie martwi aż tyle dni w Tokio, bo w końcu jest to ogromne zabetonowane miasto, a ja kocham przyrodę, więc możliwe, że będę mieć go dość. Z drugiej strony Kuala Lumpur, stolica Malezji, nie wzbudziła we mnie takich uczuć – bardzo mi się spodobała pomimo swojego ogromu. A może właśnie dlatego, bo było to miasto jak z przyszłości. W Japonii dochodzi jeszcze bardziej zamknięta i „dziwaczna” kultura, więc myślę, że zajmie nas wystarczająco, żeby nie myśleć o otaczającym nas betonie (a przynajmniej nie w negatywny sposób).
Polskie góry
Do Japonii jeszcze miesiąc i nie samymi podróżami zagranicznymi człowiek żyje. 😉 Planowanie jest strasznie męczące, chyba bardziej niż sam wyjazd. 😀 Wszystkie te noclegi, które trzeba przejrzeć, pamiętając o najważniejszych rzeczach, atrakcje, które trzeba spisać i zaznaczyć na mapie, pociągi, które trzeba sprawdzić, żeby wiedzieć, jak się przemieszczać! (właściwie to nie trzeba, ale ja mam taką potrzebę :P)
Miałam plan jeździć w góry 1-2 razy w miesiącu, ale dalsza nauka snowboardu odeszła trochę w odstawkę – jest to dość trudne bez samochodu. A może jest to po prostu wymówka na to, żeby nie wstawać o 6 rano i zamiast sportu uprawiać kanaping domowy. 😛 Czasem przecież trzeba odpocząć, aby nabrać siły na wyjazdy, spotkania z ludźmi i na życie tak ogółem. 🙂
Ostatni raz na snowboardzie jeździłam w styczniu w Szklarskiej Porębie, ale liczę na to, że raz jeszcze pojedziemy. W końcu mam ambitny plan, aby poszusować na snowboardzie w Alpach! A do tego przecież muszę wreszcie nauczyć się jeździć. 🙂
*Główne zdjęcie przedstawia ogród japoński we Wrocławiu
Nisia
Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
Chyba jakimiś tanimi biletami sypnęli, bo moja młodziutka bratowa też się do Japonii wybiera za miesiąc. 😀
Udanej przygody i czekamy na relacje 😉
Pozdrawiam,
Rutinario
Dziękuję, a relacja napewno się pojawi 🙂
Cieszę się razem z Tobą na tę wycieczkę 🙂 Trzymam kciuki, żeby wszystko wyszło jak najlepiej.
Las bambusowy w Kyoto (Arashiyama) może i jest fajny, tylko razem z Tobą będzie go odwiedzać milion osób. Mnie to do reszty zepsuło zabawę, ale! Dzień później wybrałam się do Fushimi Inari. Ludzi na dole drugi milion, ale w pewnym momencie zeszłam na boczną ścieżkę na szczyt. Były tam łącznie z cztery osoby, bambus rósł gęsto i było go dużo więcej niż w Arashiyamie, co sprawiło, że stosunek bambusa do człowieka wychodzi tam zdecydowanie na korzyść.
Tokyo jest cudowne po zachodzie słońca – morze neonów naprawdę rozświetla okolice, tak że chodziłam i przez cały czas mówiłam „łaaa, światełka” 😉 W ciągu dnia można sobie pójść do któregoś z parku albo do innego zielonego miejsca i też da radę przeżyć.
Z całego serca polecam wybranie się na Miyajimę! Dojazd z Kyoto jest bardzo prosty – shinkansenem do Hiroszimy, tam pociągiem miejskim, a potem w prom (wszystko w ramach JR Passa, ale trzeba uważać, żeby nie wsiąść do Nozomi lub Mizuho) Może to i sztampa, ale piękna sztampa. Tylko uprzedzam, że ta słynna brama torii jest w rzeczywistości pomarańczowa 😉 W samej Hiroszimie też warto połazić chwilę, zwłaszcza po parku poświęconym pamięci ludziom, którzy zginęli po zrzuceniu bomby atomowej. Daje potwornie dużo do myślenia.
O tej bocznej ścieżce w Fushimi Inari słyszałam od kumpla i też zamierzam ją sprawdzić 🙂
Miyame zapisze, zobaczymy co z tego wyjdzie 🙂 tyle miejsc mi się zbiera do zobaczenia, że napewno czasu nie starczy 😀
Dzięki wielkie! 🙂