Na Ruskiej we Wrocławiu mieści się mała papugarnia, do której kilka miesięcy temu zabrał mnie Czarek. Oboje nie hodowaliśmy żadnych ptaków ani niewiele o papugach wiedzieliśmy, więc tymbardziej zdziwiliśmy się, kiedy okazało się, że te słodkie ptaszki potrafią być naprawdę złośliwe.
Pierwsze wrażenie – śliczne kolorowe papużki, na które patrzy się z rozmarzonym uśmiechem na twarzy, myśląc jakie to one są słodkie. Ale pierwsze wrażenie w naszym przypadku dość szybko zniknęło. 😉
Nie wiedząc, czego możemy się spodziewać, poszliśmy razem z plecakami – co dość szybko okazało się dużym błędem. Papugi bowiem lubią wszystko podgryzać – zamek, naszywkę, sznurówki, koniec rękawa – cokolwiek, o co można zaczepić dziób. Nasze plecaki stały się więc celem niejednej papugi i nie wyszły z tego bez szwanku, albowiem dzioby ich wbrew pozorom są dość ostre i silne. Ciężko było bronić plecaki, bo niejednokrotnie skupialiśmy się na papugach z przodu albo na rękach, podczas gdy następne pojawiały się z tyłu i obgryzały, obgryzały, obgryzały… 😉
Pani z obsługi poinstruowała nas, że jak będziemy chcieli pozbyć się papug z jakiegoś powodu (dlaczego mielibyśmy tego chcieć…? 😉 ), to musimy nagle i szybko ukucnąć, a wtedy ptaki odlecą. Na początku miałam do tego opory i obawiałam się tak nagle ukucnąć, ale po jakimś czasie przebywanie w tym miejscu z taką ilością papug zaczęło być trochę uciążliwe i nie miałam skrupułów, żeby pozbywać się ich tak nagle – zwłaszcza, że przecież nie robiło to nikomu krzywdy.
Czarek prawie stracił małą część lustrzanki, którą papuga z zimną krwią wydarła i odleciała kawałek dalej. Nie było w tamtym momencie nikogo z obsługi, więc był zdany na siebie, żeby ją odebrać. Po kilku minutach udało mu się plastikową część utargować za jedzenie. Po tym zdarzeniu schowaliśmy aparaty do plecaków, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Przypomniało mi to małpy w Malezji, które też były niezłymi złodziejkami – jak widać zwierzęta działają podobnie.
Jak już mieliśmy prawie dość złośliwości papużek, postanowiliśmy na chwilę zajrzeć na drugie piętro, gdzie znajdowały się ary. Weszliśmy schodkami na górę do już pustego pomieszczenia (same ptaki, zero ludzi). I jak tylko weszliśmy, zauważyłam, że jeden z ptaków przygląda mi się dość uważnie i obserwuje każdy mój ruch. Czułam się strasznie nieswojo i właśnie miałam kierować się w stronę drzwi, kiedy ara poderwała się nagle i wylądowała na moim ramieniu. :O
Nie wspomniałam jeszcze, że ary w porównaniu do domowych papużek są olbrzymie. Kątem oka widziałam więc dziób papugi bardzo blisko mojej twarzy, a oczami wyobraźni obawiałam się, że zacznie mnie nagle dziobać – ot tak, z czystej złośliwości, której doświadczyliśmy piętro niżej. 😉
Ten olbrzym siedzący mi na ramieniu budził we mnie trwogę i w dodatku był dość ciężki. Próbowałam go jakoś zachęcić, aby zsunął się trochę niżej i ostatecznie odleciał, ale ptak był dość uparty i bardzo spodobało mu się moje ramię. 😉 A dla mnie te chwile były wiecznością i razem z Czarkiem kombinowaliśmy jak wydostać się stamtąd jak najszybciej.
W końcu się udało i dosłownie stamtąd uciekliśmy. 😛 Nie powiem – było to trochę traumatyczne – czułabym się o wiele bezpieczniej, gdyby ktoś z obsługi też sie tam znajdował. Byliśmy w papugarni z pół godziny przed zamknięciem, więc może dlatego znajdowaliśmy się w tym pokoju sami. Bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby weszło tam dziecko i zostało z arami sam na sam. Moja wyobraźnia podsuwa mi straszne obrazy… O_o
Mam mieszane uczucia i nie wiem, czy mi się podobało. ;P Na początku papugi wydały mi się słodkie i urocze, ale im dłużej przebywałam w papugarni, tym mniej mi się to podobało. Ary były zwieńczeniem całej przygody. Może gdybym od razu wiedziała, co mnie czeka i przygotowała się lepiej (na przykład nie miała plecaka) to wrażenie też było by lepsze…? 🙂
A Wy, byliście kiedyś w papugarni? Mieliście w domu papugi? Też były wredne i gryzły wszystko co popadnie? 😉
PS. Plecaki można zostawić w recepcji, ale mieliśmy w nich laptopy i woleliśmy mieć je przy sobie.
Nisia
Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
- Trochę Polski dla odmiany (Gdańsk/ Karpacz/ prawie Śnieżka)
- Świat, Który Ciągle Się Zmienia i Zachwyca (Polska)
- Jak przeżyć z dala od domu – samotność (Azja, Anglia)
- Kuala Lumpur – Miasto Przyszłości (Malezja)
- Spacerując wśród ruin i zapachu pizzy (Rzym, Włochy)
- Flamenco – Raj dla Zmysłów (Madryt, Hiszpania)
Papugi, to super zwierzaki. W papugarniach- wiadomo, to stadko mądrych, fruwających istotek. To fakt- uwielbiają wszelkie błyskotki, guziki, sznureczki, zameczki. I z tym trzeba sie pogodzić. Strach pewnie spowodowany był nieznajomością tych zwierząt, jednak przy odrobinie dobrej woli można lęki pokonać i świetnie bawić sie ze zwierzakami. One znają ludzi, są do nich przyzwyczajone i generalnie, jak nie robi się nic wbrew woli- nic złego nie mogą zrobić.
Byłam raz w jednej papugarni. Miałam w zeszłym roku wybrać się do innej, ale rzeczywistość zweryfikowała plany (może w tym?). Tamtejsze ary miały kontakt jedynie z pracownikami placówki, ale trzeba im oddać, że to są ogromne bydlaki i z bliska wzbudzają szacunek. Szczególnie ich ogromne dzioby, które w sekundę by mogły wydłubać oczy. Ale zgodzę się, że papugarium wcale nie jest dobrym miejscem dla dzieci, zwłaszcza tych małych. Chyba że ktoś celowo chce w dzieciaku wywołać traumę 😉
Chciałam przeprosić, że tyle czasu tu nie zaglądałam. Mam nadzieję, że w końcu się ogarnę.
Spoko, ja też ostatnie rzadko tu wpadam – bywają wzloty i upadki i nie zawsze da się utrzymać systematyczność, czasem trzeba odpocząć.
Co do ar – z bliska wzbudzają szacunek i to jaki, dobrze powiedziane 🙂
Myślę, że to kwestia gustu. Ptaki to ja najchętniej w sosie z curry albo musztardowym, więc nie wpadłam na to, by je oglądać żywe, jeszcze z dzieckiem – bezczelnie się zasłaniając obecnością owego dziecka, że niby ktoś komuś zrobi krzywdę, a ja nie mam czasu po sądach się pętać. Ale wpisy w sieci mamusiek są entuzjastyczne – pod warunkiem, że dzieci mają własne ptaki, albo często ptaki odwiedzają u babci czy innej zaprzyjaźnionej jednostki. Luz, widocznie nie byłaś arą w poprzednim wcieleniu 😉 Idź Kociej Kafejki, tam jest spokojniej, choć kawa dość podła 😉
Haha ptaki w sosie musztardowym brzmią smacznie 😀
Kocia kawiarnia też brzmi lepiej, chociaż ja bardziej lubię psy 😉
Ten sos musztardowy to moja tajna broń – jak się nie wyrobię z czasem, to wjeżdża na stół – i zawsze jest udany, magia normalnie 😉
Jak się dowiem o psim miejscu – to dam znać, choć zazwyczaj psa trzeba przyprowadzić ze sobą, a kawiarnia oferuje miskę z wodą 😉 Jak Cafe Rozrusznik 🙂
W sumie to nie do końca wiem jak to jest z dziećmi, nie mam żadnego :p 😉
Chyba za bardzo przyzywczajone do ludzi, dlatego takie cwane. W ten sposób szukały jedzenia lub chciały je dostać w zamian za odczepienie się. 😉
Tylko że to była pora karmienia, więc jedzenia miały sporo. Może są zbyt rozpieszczone z jakiegoś powodu 🙂
Wiesz, ale to jak z dziećmi. Nie ważne, że ma jedzenie, ważne jest to, że Ty masz jedzenie (nawet jeśli to to samo :P)