Niedawno pisałam o Rzymie i wspomniałam Bazylikę św. Piotra w Watykanie, więc można było pewnie spodziewać się notki o tym miejscu. A tu proszę taki psikus – wspomnieniami mknę do Hiszpanii, której w sumie dawno nie odwiedzałam (jeśli mnie pamięć nie myli to w lutym tego roku. 😉 😀 Chyba stęskniłam się za hiszpańskim słońcem i tapas!).
Organizując tygodniową wycieczkę do Hiszpanii i odwiedziny w Barcelonie, miałam dylemat czy wchodzić do środka Sagrady Familii czy jednak sobie darować. Kościół jak to kościół – pewnie pełen jest przepychu, dużo w nim złotych ozdób, obrazów i figurek świętych, myślałam sobie. Do tego dochodził fakt, że Sagrada Familia jest cały czas w budowie, więc nie wiadomo tak naprawdę, czego można spodziewać się w środku.
Nie jestem osobą, która lubi chodzić po kościołach, zwiedzam je bardziej z ciekawości i chęci obejrzenia architektury. I przyznaję, że niektóre faktycznie są interesujące, na pierwszym miejscu wymieniłabym Kaplicę Czaszek w Kutnej Horze w Czechach, a dalej kościółek w Chamuli niedaleko San Cristobal w Meksyku. Ale nawet taka „standardowa” bazylika jak ta w Zaragozie zrobiła na mnie wrażenie (ale głównie z zewnątrz).
Jednakże jechałam do Hiszpanii z chłopakiem i rodzicami, więc pomyślałam, że może warto nie myśleć tylko o sobie i zbadać dogłębnie zaplanowane atrakcje. Weszliśmy więc do środka i wcale tego nie żałuję. 🙂
Inne spojrzenie na architekturę
Plan był taki, że o 9 rano wchodziliśmy do Parku Guelle, a potem na 12 tutaj. Trochę czasu w międzyczasie nam zostało, więc siedliśmy sobie nieopodal na sangrię, aby odpocząć i ochłodzić się, bo majowe słońce już trochę przygrzewało. Mieliśmy więc dobre samopoczucie i dużo siły na zwiedzanie.
Miejsce to jest doprawdy wyjątkowe – zupełnie inne niż wszystkie dotąd oglądane przeze mnie świątynie, inne niż ogromna katedra w Sewilli czy Bazylika Matki Boskiej z Guadelupy w Meksyku. Ten kosciół był niesamowicie kolorowy – nie za sprawą ozdób, ale gry światła, które przedostawało się do środka przez liczne witraże.
Zarówno wewnątrz jak i w środku budynek prezentuje wyjątkowy styl. Na zewnątrz zdobią go osobliwe wieże i zdobienia, za to w środku przypomina las dzięki licznym wyrzeźbionym liściom, specyficznym kolumnom oraz charakterystycznym motywom na suficie. Bardzo się wyróżnia – to zdecydowanie trzeba przyznać architektowi.
Właśnie, jeśli o niego chodzi to był nim Antoni Gaudí, który projektował ten kościół przez 40 lat. Jest on autorem wielu interesujących miejsc w Barcelonie jak Park Guelle czy Casa Battlo. Jego styl jest dość ciekawy, bo wykorzystywane przez niego kształty z reguły nie są kwadratowe i tak mamy zaokrąglone drzwi czy okna, falujące framugi, korytarze w formie łuków, fikuśne żyrandole czy liściaste motywy na suficie. Budowa kościoła wystartowała pod koniec XIX w. i wciąż się nie zakończyła. W chwili obecnej budowla jest ukończona w 70%, a koniec prac zaplanowany jest na 2026 rok.
Z zewnątrz kościół też ma przynajmniej dwa oblicza, więc warto obejść go wokół i znaleźć dogodne miejsca, żeby mieć widok na całość. Nie jest to łatwe, bo w Barcelonie ulice są dość ciasne, a Sagrada Familia wznosi się dość wysoko, ale zdecydowanie możliwe. 🙂
Praktyczne informacje o Sagradzie – patrz niżej.
Katedra św. Eulalii
Dla porównania spójrzcie na katedrę gotycką, która też była klimatyczna, ale w zupełnie innym stylu (bardziej standardowym 😉 ). Zdjęcie nie mają wcale mocno podbitego kontrastu, efekt tworzyło ciekawe oświetlenie – strasznie mi się to podobało, dzięki temu miejsce miało trochę mroczny klimat.
Casa Batlló
Zainspirowani twórczością Gaudiego poszliśmy dalej w poszukiwaniu jego dzieł.
Najpierw przeszliśmy się ulicą obok Casa Milà, żeby popatrzeć na ten dom z zewnątrz…
…a potem wstąpiliśmy do Casa Batlló, czyli jednego ze słynnych domów wybudowanych przez tego architekta. Budynek prezentował się całkiem nieźle – te wszystkie łuki, fale i półokrągłe kształty wyglądają dość intrygująco, kiedy oko przyzwyczajone jest do kwadratów i prostych powierzchni. Dodajcie do tego kolorowe kafelki bądź szkiełka i tworzy się z tego prawie że kosmiczny klimat. 😉
Jedynym minusem w tym miejscu jest kompletny brak mebli czy jakichkolwiek sprzętów w środku. Zwiedzać można sam dom, taras oraz dach z fikuśnymi kształtami i widokiem na miasto i ogólnie budynek robi dobre wrażenie, ale myślę, że trochę brakuje mu życia właśnie przez to, że w środku jest pusty. Niby dostaje się audioprzewodnik w formie telefonu ze słuchawkami, na którym znajdują się także wizualizacje pomieszczeń, ale mimo wszystko lepiej by to wszystko wyglądało, gdyby ta wizualizacja była czymś więcej. 😉 Zwłaszcza za kwotę €28,50 za osobę (cena z szybkim wejściem, aby nie stać w kolejce, której i tak nie było o godzinie 17 we wtorek w maju 😉 ).
Nie zrozumcie mnie źle – miejsce jest ładne i ciekawe, ale myślę, że ma o wiele większy potencjał i mi zostawił pewien niedosyt. I nie mówię o pożądanym niedosycie, kiedy zjadłeś coś dobrego i został Ci przyjemny smak w ustach, a raczej o sytuacji, kiedy pragniesz czegoś więcej, bo to jednak nie jest to, czego się spodziewałeś. 😉
Po tym wstrząsającym rozczarowaniu 😉 musieliśmy udać się po raz kolejny na pyszną sangrię i coś dobrego do przekąszenia. Hiszpańska kuchnia jest przepyszna, a sangria w gorący dzień jest ukojeniem spragnionej duszy. 😉 Między innymi za to właśnie kocham ten kraj (jak widać jestem świetnym przykładem, że prawdziwe jest powiedzenie „przez żołądek do serca” 😉 )! Do tego dołóżmy atmosferę sjesty, w której nie liczy się czas, oraz śliczną architekturę i klimatyczne uliczki i powstanie miejsce, do którego ciągle chce się wracać. 🙂
Praktycznie o Sagradzie Familii
Myślę, że najlepiej jest kupić bilet online, żeby uniknąć kolejek. W innym wypadku trzeba stać najpierw stać do kasy, a potem do wejścia. Sam wstęp kosztował €15, ja natomiast zapragnęłam zobaczyć wieżyczkę i dostałam przewodnik audio za €29. Aktualne informacje znajdziesz na oficjalnej stronie. Wejście na wieżę było o konkretnej godzinie, więc trzeba było tego pilnować. Po zejściu weszliśmy jeszcze pochodzić po kościele.
Całe zwiedzanie zajęło nam około 1,5h, ale jakoś szczególnie się nie spieszyliśmy. Miałam wrażenie, że jest tutaj trochę zakamarków, więc zaglądałam tam, gdzie się dało, żeby niczego nie ominąć. 😉
I tyle o Barcelonie. 🙂 Miasto to odwiedza bardzo dużo turystów i widać, że denerwuje to miejscowych – w niektórych miejscach można zobaczyć graffitti wyganiające turystów do domu. Jeśli dobrze kojarzę to miasto wprowadziło niedawno albo chce wprowadzić jakieś ograniczenia co do liczby hoteli i noclegów, żeby zmniejszyć liczbę odwiedzających. Coś w tym jest, bo możliwe, że inaczej miasto zostanie zadeptane, a mieszkańcy zrobią się mniej uprzejmi.
Nisia
Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
Dobrze wrócić wspomnieniami do Barcelony:)
Sagrada Familia – tyle razy oglądałam jej zdjęcia, że chyba muszę sama pojechać 😉 Dziękuję za przypomnienie