Langkawi to było pierwsze miejsce, które zwiedziłam w Malezji podczas wyjazdu w maju tego roku. Była to dobra opcja, żeby odpocząć i żeby powoli wjechać w Azję, bez szoku kulturowego. Aczkolwiek szok był raczej spodziewany, więc dziwne było, że do tej pory się nie pojawił. 😉 😀
Jest to wyspa nastawiona na turystów, ale w czasie ramadanu nie było zbyt dużego ruchu, więc było spokojnie i zdecydowanie nie tłoczno. Spędziłam tam zaledwie 2 dni (3 noce), bo moja rządna wrażeń dusza podróżnika zaplanowała mi już pobyt w kolejnym miejscu i pchała dalej i dalej. 🙂 Było to dość mało czasu, żeby zobaczyć wszystko co oferuje Langkawi, bo można tam spędzić i tydzień, ale wystarczająco dużo, żeby się zrelaksować i poznać klimat tego miejsca.
Życie na wyspie
Jak już wcześniej pisałam, wyspa nie jest duża i nie ma na niej komunikacji miejskiej, masz więc głównie 3 możliwe sposoby poruszania się:
1. Grab – odpowiednik naszego ubera. Mieszkańcy Malezji mówią, że Uber w Azji został wykupiony przez tą firmę i brzmi to sensownie pod tym względem, że Grab działa dokładnie tak samo i używa prawie identycznej aplikacji na smartfony. Dla niewtajemniczonych – zamiast licencjowanych taksówkarzy zamawiasz sobie prywatnego kierowcę, który zabierze Ciebie w pożądane miejsce. Aplikacja automatycznie ściąga hajs z Twojego konta (trzeba podpiąć kartę, bez tego nie działa), więc nie musisz się martwić o posiadanie przy sobie gotówki albo o to, że kierowca zażąda wygórowanej kwoty.
Co ciekawe, jeśli jest dużo kierowców, a mało chętnych, cena za przejazd idzie w dół, jeśli natomiast nagle zacznie lać i wszyscy chcą skorzystać z Graba, koszt potrafi wzrosnąć dwa razy (często zdarzało się to w Kuala Lumpur) – nie ma więc stałej opłaty liczonej na podstawie przejechanych kilometrów, a raczej bardziej skomplikowany algorytm. Jest to dość tani środek transportu, jeśli nie zamierzasz obskoczyć całej wyspy i nie jeździsz sam(a) (masz więc z kim dzielić koszty). W niektórych miejscach w kraju Graba nie ma, na przykład w Kota Bharu czy Cameron Highlands.
2. Taxi – często 2 razy droższe niż Grab. Trzeba uważać na oszustów, którzy będą próbować wyciągnąć z Was więcej hajsu niż powinni. W Malezji w wielu miejscach można znaleźć małe stoiska oferujące przejazd taksówką po określonej cenie i ponoć najlepiej tam jest zamówić transport, jeśli już zdecydujesz się na tą opcję. My chyba tylko raz skorzystaliśmy z taksówek, na przejazd z Kuala Besut do Kota Bharu, jak jechaliśmy na samolot do stolicy, bo tam akurat grabów nie było.
3. Jeśli chcesz dobrze zwiedzić wyspę to lepiej jest wynająć sobie samochód albo skuter (do obu potrzebne jest prawo jazdy). Na Langkawi był mały ruch w czasie naszego pobytu, więc myślę, że mogliśmy wynająć skuter, który jest bardzo popularny w Malezji. W wielu miejscach na wyspie nie byłam, ale z tego co widziałan teren tutaj wydaje się być dość płaski – no może poza dojazdem do podniebnego mostu (Langkawi Sky Bridge), który położony jest na wzgórzu. Przed wyjazdem pytałam na forum, czy warto wynająć skuter w Tanah Rata (czyli w górzystej części półwyspu malajskiego) i bardzo mi tego odradzano, biorąc pod uwagę, że nigdy wcześniej na skuterze nie jeździłam. Myślę jednak, że Langkawi jest dobrym miejscem na naukę, przynajmniej nie w miesiącach dużego obłożenia turystycznego.
Ludzie przyjeżdżają na Langkawi po to, żeby odpocząć, warto więc znaleźć nocleg niedaleko plaży! 😀 Najbardziej znana plaża to Pantai Cenang – region jest turystyczny, można więc znaleźć sporo knajp na sąsiadującej ulicy i kilka na samej plaży. W maju w czasie ramadanu tu również było mało ludzi. W ciągu dnia plaża była prawie pusta (turyści pewnie zwiedzali okoliczne wyspy, gdzie widoki są jeszcze ładniejsze), wieczorem pojawiało się więcej gapiów obserwujących taniec z ogniem (Poi).
Kilka przykładowych cen – patrz niżej.
Czytałam wcześniej, że niby w Malezji nie powinno chodzić się w shortach, że nie można się tulić na ulicy czy całować, ani opalać się w bikini. Dotyczy to niektórych obszarów i tutaj ludzie jakoś źle nie reagowali, za mało tu było lokalsów, a za dużo Europejczyków. Turystki muzułmanki faktycznie dość mocno zakrywały swoje ciało jak nakazuje im Koran, nawet kąpiąc się w morzu, ale lokalne Malajki były bardziej wyluzowane i potrafiły nawet same chodzić w shortach, przynajmniej na terenie guest house’u, w którym się zatrzymaliśmy.
No właśnie, jeśli chodzi o nocleg, to na Langkawi w okolicy plaży (10 minut spacerem) jest sporo guest house’ów i można znaleźć dość niskie ceny, a mianowicie od 20 RM/noc. Nie wiem czy takie ceny pojawiają się na booking.com, ale sporo było wywieszek na miejscu, więc jeśli nie jest to pełnia sezonu to pewnie warto poszukać czegoś już na wyspie, a nie z wyprzedzeniem.
Swoją drogą, nigdy nie próbowałam szukać noclegu w ten sposób, a może powinnam spróbować. Osobiście lubię mieć poczucie bezpieczeństwa i komfortu, które daje zapewniony dach nad głową w zupełnie obcym kraju, ale takie miejsca jak Lankgawi sprawiają wrażenie, że łatwo było by coś znaleźć – zakładając oczywiście, że nie jest się osobą zbyt wymagającą co do warunków. Można czasem wylądować w dużej sali z 16 łóżkami, prysznicem na zewnątrz, bez ciepłej wody i nie wiadomo co jeszcze. Chyba zrobiłam się zbyt wygodna na coś takiego. 😀 No i bałabym się o swój aparat, mimo iż wiem, że podróżnicy z reguły nie okradają innych podróżników i że w większości krajów na świecie jest pewnie mniej okazyjnych kradzieży niż w Polsce.
W temacie złodziei – największymi na Langkawi są małpy i to na nie trzeba naprawdę uważać. Nie powinno się trzymać wartościowych rzeczy w łatwo dostępnym dla nich miejscu jak zewnętrzne otwarte kieszenie czy „za siateczką”. Mnie jedna wredna małpa wyciągnęła dwa razy wodę, ale udało mi się ją odebrać. Ale słyszałam o sytuacji, kiedy jakiejś podróżniczce małpa wyciągnęła paszport i ta musiała się z nią targować, przekupując jedzeniem. A ze zwierzakami ciężko z reguły się dogadać.
Zdarza się również, że małpy łażą po mniej odwiedzanych plażach na wyspach malezyjskich i kradną rzeczy pozostawione na plaży przez kąpiących się turystów. Nie byłam świadkiem takiego zdarzenia, ale o kilku podobnyh sytuacjach czytałam zarówno na polskich jak i angielskich blogach. Widziałam za to jak próbowały kraść na plaży w Beras Basah i to dość otwarcie pomimo wielu ludzi łażących wokół. Małpy są chamskie i wredne, trzeba o tym pamiętać. 😉
Jeśli chodzi o inne zwierzęta, które widziałam w Malezji to były to głównie koty, małpy, kury i koguty, czasem krowy, a na wycieczce orły. W ciągu całych dwóch tygodni widziałam tylko jednego psa. 😀 Bardzo dziwny zestaw jak na Azję – małpy to rozumiem, ale cała reszta kojarzy mi się bardzo europejsko. Sama nie wiem, czego się spodziewałam. 😉
Jedzenie
W ogóle nie widziałam na wyspie stoisk z ulicznym jedzeniem takich jak w George Town czy Kuala Lumpur. Tutaj je się w knajpkach często dumnie nazwanych „restauracjami”, które jednak reprezentują zdecydowanie niższy poziom. W wielu miejscach można zjeść dość tanio: śniadanie za 3-5 RM (czyli jakieś 3-5 zł), obiad za 10 RM (porcja zwana małą, która w rzeczywistości okazuje się dość duża). Oczywiście są i miejsca, w których jest zdecydowanie drożej i raz do takiego trafiliśmy, bo podobał mi się ich wystrój (30-40 RM za obiad dla jednej osoby) – knajpka nazywała się Telaga Arabic & Seafood Restaurant.
Trzeba być świadomym, że w takich knajpkach może być brudno i nikt się tym szczególnie nie przejmuje – ani obsługa ani goście. Ludzie tam żyją wiecznie spoceni, więc kto by myślał o brudnym stole…? 😉
Wybierając miejsce w restauracji, najlepiej jest siadać pod wiatrakiem, bo tam będzie chłodniej i przyjemniej. Nawet jeśli restauracja znajduje się na dworze, czyli tylko kuchnia jest obudowana i nie ma naokoło Ciebie czterech ścian co jest to w sumie dość pospolite na Langkawi.
Wszechobecny w Malezji jest milo, czyli napój czekoladowy, który można pić na ciepło bądź zimno z ogromną ilością lodu. Można by powiedzieć, że jest jeden z kulinarnych symboli tego kraju. Kupić go można wszędzie, są nawet cukierki o smaku milo. 😀 A mogliby przecież napisać, że są to cukierki czekoladowe. 😉
- Przykładowe ceny w knajpce na plaży:
- Cola/ sprite/ woda – 6 RM
- Świeżo wyciskane soki (pomarańczowy/ ananasowy/ arbuzowy) – 12 RM
- Koktaile bezalkoholowe – 15 RM
- Piwo – 10+ RM
- Drinki – 20+ RM
O kosztach całej wycieczki jeszcze będę pisać jak już uda mi się ogarnąć wszystkie dane, bo trochę się tego uzbierało.
Zwiedzanie
Pogoda na Langkawi jest super, chociaż często jest upał, który bywa uciążliwy w czasie zwiedzania. Dla ciepłolubnych jest to fajna sprawa, można się wygrzać za wszystkie czasy. Według prognoz miało codziennie padać, a w ciągu niecałych 3 dni kropiło tylko raz. Za to często było słychać burzę gdzieś w oddali – grzmiało i błyskało, ale jakimś cudem zawsze omijało region Pantai Cenang i szło dalej bokiem. 🙂 Dzięki temu fenomenowi pogoda była super i mieliśmy pełną swobodę (w przeciwieństwie do Kuala Lumpur, gdzie ulewy codziennie opóźniały nam zwiedzanie).
Inna rzecz, którą trzeba wziąć pod uwagę przy planowaniu zwiedzania to wczesne zachody słońca – o 20 jest już ciemno, w porównaniu więc do Polski dzień jest tu skrócony o kilka godzin. Łatwiej za to obejrzeć wschód słońca, bo wystarczy wstać przed 7, a nie tak jak u nas po 4. 😀
Na Langkawi byłam 3 dni, ale myślę, że warto zostać tutaj dłużej, jeśli dysponuje się czasem – można tu świetnie odpocząć i jest co oglądać. Tak na spokojne zwiedzanie i plażowanie można by przeznaczyć z 5 dni. Po tym czasie pewnie zaczęłabym się tu nudzić. 😉 Chociaż pełno jest tu małych wysepek, no i można stąd dostać się do Tajlandii, więc zawsze znalazło by się coś do roboty. 🙂
Warunki na pracę zdalną też są tu całkiem dobre – internet działał bez problemu, zarówno wifi z hostelu czy z malezyjskiej karty SIM. W Solunie widziałam codziennie kolesia z laptopem, więc zgaduję, że to cyfrowy nomada i dobrze mu się tam pracuje, skoro jeszcze nie uciekł. 😉
Co warto zobaczyć?
Właściwie to poza plażą Pantai Cenang widziałam tylko podniebny most i wybrałam się na jednodniową wycieczkę.
Langkawi Sky Bridge to główna atrakcja wyspy znajdująca się na zachodzie. Jest to most zbudowany w dżungli na wzgórzu i wznoszący się ponad drzewa. Jest z niego cudowny widok na góry oraz wyspę. Most zamykają w razie burzy i jeśli to się zdarzy, warto poczekać, bo możliwe, że całkiem niedługo go otworzą – taka sytuacja przydarzyła się nam i tylko dzięki cierpliwości udało się most zobaczyć. Na most wjeżdża się gondolą. Więcej informacji znajdziesz tutaj.
Na Langkawi oferują mnóstwo różnych wycieczek, najpopularniejszą z nich (i bodajże najtańszą) jest Island Hopping. Żeby uniknąć upału z reguły wyrusza się rano, koło godziny 9. W tej wycieczce można zobaczyć Wyspę Ciężarnej Dziewicy (Pulau Dayang Bunting), plażę Beras Besah oraz karmienie orłów (Pulau Singa Besar), które – szczerze mówiąc – spodziewałam się, że będzie bardziej ekscytujące niż było.
Gdybym spędzała więcej czasu na wyspie pojechałabym na wycieczkę Kilim Geo Park and Mangroves. W ofercie jest malownicza plaża ze skałami wyrastającymi z wody, jaskinie z nietoperzami i krokodylami, a także całkiem ładny park narodowy. To jest druga najczęściej oferowana wycieczka – zajmuje cały dzień (trzeba jechać na północ wyspy) i jest dużo droższa, kosztuje bodajże z 200 RM.
Zobaczyłabym także dwa wodospady, na które nie mieliśmy czasu – Seven Wells Waterfall znajdujący się niedaleko Langkawi Sky Cab, a także znajdujący się bardziej na północy Terjun Temurun. W takim wypadku jednak przydałby się samochód albo skuter, bo grabem przestaloby się już chyba opłacać.
Pulau Payar Marine Park – oddalone 30 km od głównej wyspy – ponoć świetne miejsce na snorkelling, ale trzeba pamiętać o tym, że jest to raczej wycieczka na cały dzień. O ile wszystkie wycieczki można wykupić na miejscu (w maju bez problemu zrobiliśmy to z dnia na dzień), tak tutaj nie jestem w 100% pewna, ale wydaje się to dość prawdopodobne.
Ciekawą sprawą są domniemane pingwiny – widziałam jakieś oznaczenia, że niby na Langkawi można je zobaczyć, ale wydaje mi się mało możliwe i dziwne. 🙂 Intryguje mnie to, ale nie aż tak, żeby ich szczególnie szukać. Zrobiłam mały research i nic nie znalazłam, więc zrezygnowałam, bo trochę brzmi to jak trollowanie. 😉
Jak się tu dostać?
Jest kilka opcji, wszystkie albo promem albo samolotem, bo Langkawi nie łączy z żadnym miejscem ani jeden most.
1. Promem z Penang, czyli okolicznej wyspy, która zupełnie różni się od Langkawi. Tak jak tutaj jest spokój, harmonia i sielanka, tak tam panuje cywilizacyjny chaos, a wieżowce przeplatają się ze świątyniami i zapachem jedzenia. Bilet możesz kupić na tej stronie. A tutaj możesz przeczytać o małym nieporozumieniu, które Ciebie również może czekać. 😉 Co ciekawe, jest to jedyne połączenie promem z Malezją.
2. Promem z Tajlandii – z Langkawi bliżej do Tajlandii niż do innej części Malezji, więc nie ma w tym nic dziwnego. Bilet możesz kupić na tej stronie.
3. Samolotem z Kuala Lumpur albo z innego miasta Malezji. My przylecieliśmy tutaj z KL lotem dokupionym osobno, ale widziałam też łączone loty z Europy. Z KL leci się około godziny, można dorwać przelot za 75 zł z bagażem do 30 kg (Malaysia Airlines) bądź bez (Air Asia). Jak to zwykle bywa loty szybko drożeją, my zapłaciliśmy dwa razy więcej, bo nie mogliśmy się zdecydować. Wybraliśmy Malaysia Airlines, bo był wliczony bagaż i wychodziło taniej. Więcej o locie i o tym jak łatwo spóźnić się na lot podczas przesiadki przeczytasz tutaj.
O kosztach wyjazdu przeczytasz tutaj.
Jak masz jakieś pytania, pytaj w komentarzu – pomogę, jeśli będę wiedzieć. 🙂
Nisia
Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Tutaj znajdziesz link do mapy z zaznaczonymi miejscami, w których byłam, i linkami do notek.
Posty, które mogą Ciebie zainteresować:
A gdyby się tak w takiego nomadę przedzierzgnąć, ślubnego z dzieciną ostawić – a z małpkami i skuterami się dogadam, spoko luz… tak, zwierzęta też mogą być wredne, ponieważ mają dużo więcej cech, które przypisywano dotąd tylko ludziom, skoro mają rytuały, skoro pamiętają, skoro boją się przyszłości – poważnie, ktoś przeprowadzał takie badania – to niby dlaczego odbierać im prawo do bycia wrednymi 😉 ? Pozdrawiam
Nomadować przecież można ze ślubnym i dzieciną, chociaż ciężej 😉
Ktoś przeprowadzał badania nad tym, czy zwierzęta boją się przyszłości? Ciekawe jak to się odbywało…
Nomadowanie z dzieciną to orka na ugorze! [Naczelne. W rezerwatach wielkich w Stanach. Ja wiem, jak to brzmi – ‚amerykańscy naukowcy’. Ale: przewidywały, że ich przeciwnicy wejdą w sojusze, które mogą zagrozić ich pozycji i życiu i starały się przeciwdziałać, niemniej strach był widoczny. No i słonie odwiedzając miejsca śmierci pobratymców ‚wpadają w zadumę’, a odczyty są, jakby się bały właśnie, choć w tym miejscu zagrożenia już nie ma. Przy czym te odczyty to już interpretacja, bo równie dobrze może to być smutek. ]
No właśnie słonie ponoć mają wyjątkowo dobrą pamięć (będzie o tym notka 😀 w Malezji odwiedziłam sanktuarium słoni, gdzie nas o słoniach edukowali) i rozpaczają po utracie bliskich. One są ponoć bardzo emocjonalne.
Ale tak naprawdę to nie wiemy co siedzi w głowach zwierząt, bo nam tego nie powiedzą 🙂
My jak my – naukowcy są w stanie śledzić przepływy impulsów w mózgu i na tej podstawie szkicować hipotezy odnośnie emocjonalności;
a będzie o eksperymencie z lustrem w tej notce?
a tak naprawdę – patrząc na sytuację zwierząt – miałabyś odwagę wysłuchać, co mają do powiedzenia?
O eksperymencie z lustrem nie słyszałam.
Myślę, że miałabym odwagę wysłuchać, co mają zwierzęta do powiedzenia, pewnie nie byłyby to same smutne opinie, chociaż takich by nie zabrakło.
Test na samoświadomość, tu: http://kopalniawiedzy.pl/samoswiadomosc-slon-Happy-Maxine-Patty-zoo-szympans-orangutan-delfin-butlonosy,1031
ale dla słoni wymyślono coś lepszego, bardziej dla ich dedykowanego, nawet nie wiedziałam, tu: http://www.geekweek.pl/news/2017-04-14/nowe-dowody-na-samoswiadomosc-sloni_1661460/
Ciekawe, dzięki za linki! 🙂
A tam zaraz małpki wredne, bo pożyczyć chciały na „wieczne oddanie”… 😉
Jak byś je spotkał na swojej drodze to pewnie inaczej byś mówił 😉
Wątpię. Dla mnie i tak najgorsi są ludzie, bo małpki są ciekawskie, przez co są nachalne. To, że kradną, to efekt tego, że ludzie przyzwyczaili je do siebie i najpewniej dokarmiali. 😉
Bardziej efekt tego, ze niszcza im dom (las) i wdzieraja sie w niego, pozbawiajac ich zywnosci. A cos te malpki musza jesc.
To też fakt