Okolice Neapolu oraz Plany na Babski Wyjazd

Od kiku tygodni piszę na blogu całkiem dużo, chociaż Wy niezupełnie to widzicie, bo notki cierpliwie czekają w kolejce na publikacje. Wciąż publikuję jedną notkę na tydzień z wyjątkiem tej serii z podsumowaniem miesiąca, bo zdarzyło mi się już nie mieć weny przez 3-4 tygodnie (rzadko, ale jednak), więc się zabezpieczam. Jak uzbiera się ich jeszcze kilka, najprawdopodobniej zaczną pojawiać się częściej, bo inaczej skończę z postami zappanowanymi do końca roku.;)

O czym będzie dziś? O potrzebie babskich wyjazdów (tym razem plany na weekend na Sycylii) oraz krótko o kwietniowym wyjeździe do Neapolu, zwiedzania okolic i pierwszym wrażeniu.

Będzie w odwrotnej kolejności niż w temacie, bo tak jakoś naturalnie wyszło. Weny nie można powstrzymywać, jeśli sączy się nieprzerwanie! A ta płynęła dość obficie podczas całego lotu powrotnego z Neapolu do Wrocławia, podczas którego udało się napisać ze 3 czy 4 notki. 😉

Poprzednią część z kwietnia, w której pisałam o ogrodzie japońskim, planach na Malezję oraz podróżniczym marzeniu, znajdziesz tutaj.

capri_faraglioni_wlochy
Faraglioni, Capri

Zmiany na stronie

W kwietniu nastąpiły drobne zmiany na blogu – do menu dodałam kraje, żeby łatwiej można było je znaleźć, a wersja mobilna wygląda teraz bardziej jak na desktopie. Z wersją na telefony był ten problem, że nie miałam żadnej kontroli nad nią, nie pokazywała kategorii ani tagów, nie było widać stopki. Postanowiłam więc trochę to pozmieniać.

Zastanawiam się też nad wykupieniem domeny i przeniesieniem tam bloga – pewnie byłoby to „przystanekzycie.com”, jeśli się uda. Chyba, że zmienię nazwę, bo od jakiegoś czasu ciągle się nad tym zastanawiam. Co myślicie o obecnej nazwie? Nadaje się na bloga podróżniczego? Słyszałam dużo opinii, że bardziej kojarzy się z blogiem o zabarwieniu religijnym. 😉

Babski wyjazd

W zeszłym roku pojechałam z przyjaciółką do Rzymu, żeby odpocząć sobie w kobiecym towarzystwie – tak jak mężczyźni lubią spotkać się w męskim gronie, obejrzeć mecz czy pić do rana tak my kobiety lubimy czasem pójść na wino/zakupy/kawę i pogadać o wszystkim i niczym i nie ma się co przed tym bronić! Bo nie oszukujmy się, żaden facet nie da kobiecie tego, co może dać kobieta (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało 😉 ) – nie jest w stanie tak pogadać o wszystkim i niczym, nie wszystko potrafi zrozumieć, bo jednak trochę inaczej rozumuje i postrzega świat. Czasem więc trzeba się spotkać w innym gronie.

zamek_sw_aniola_nisia

W Rzymie było sporo zwiedzania, dużo wina, dużo pogaduszek, jedzonka i bardzo mało planów. Czyli był to odpoczynek psychiczny dla mnie, bo ja często lubię wszystko przejrzeć, zaplanować i sprawdzić – to silniejsze ode mnie. 🙂

Właściwie to tradycja babskich wypadów jest u mnie kontynuowana już od kilku lat, chociaż towarzystwo trochę się zmienia w zależności od tego, kto może akurat pojechać. Pierwszy raz wybrałam się z kumpelami do Irlandii na cały tydzień. Trochę posiedziałyśmy w Dublinie, ale wybrałyśmy się też na jednodniowy wypad na przepiękne klify moherowe przy okazji odwiedzając niesamowite miejsce jakim jest the Burren.

W kwietniu 2016 byłam u 2 znajomych z uniwersytetu, które przebywały właśnie na Erasmusie w Almerii w Hiszpanii. Odwiedziłam z nimi Almerię, Cabo de Gata oraz Cordobę, a sama do tego zobaczyłam jeszcze Granadę, Sewillę oraz Malagę. Nie był to planowy babski wypad, ale nie ma się co oszukiwać – czymś takim właśnie był. A Andaluzja rozbudziła we mnie miłość do Hiszpanii, która wciąż płonie żywym ogniem i co roku przyciąga mnie do siebie przynajmniej na jeden wyjazd (a w zeszłym były nawet 3!). Zerknij tutaj jeśli też chcesz się zakochać! 😉

Potem była Kutna Hora, gdzie był chillout totalny, wino i sporo katedr i kościołów. No i dla odmiany muzeum lego. 🙂 Do Czech mam tak blisko, a jakoś często nie po drodze – caly czas nie udaje mi się pojechać do Skalnego Miasta, chociaż wiem, że byłoby warto. 🙂

cliffs_of_moher12
Irlandia

Jak myślę o tych babskich wyjazdach to przypomina mi się krótki wypad do Pragi i także do Krakowa, poza tym wyjazd do Świnoujścia i MiędzyzdrojówCzyli ich geneza sięga głębiej niż mi się wydaje i było tego zdecydowanie więcej! 🙂

W każdym razie w tym roku też wybieram się na babski wyjazd, ale tym razem w większym gronie, po roszadach będzie nas tam łącznie 7 dziewczyn. A to dlatego, że dołączamy do 2, które wcześniej miały zorganizowany tygodniowy wyjazd, a i jeszcze jedna znajoma ściąga kogoś z Francji. Jadę na Sycylię trochę się byczyć, trochę opalać, trochę poobżerać, no i trochę pozwiedzać. Tyle na ile pozwolą mi 3 krótkie dni, które mam. 🙂 Coś mi się wydaje, że czeka mnie sporo wrażeń. 😉

Trzeba było więc zagadać do potencjalnie zainteresowanych, zaproponować termin i miejsce (tu przyszła z pomocą Kasia, do której dołączamy) oraz zachęcić do szybkiej reakcji, samej kupując już bilety. 😉 Mamy już opłacony przelot i nocleg, teraz trzeba tylko cierpliwie czekać na czerwiec, a nie jest to łatwe, wiedząc jak pięknie tam jest! 😉

Neapol, Pompeje, Wezuwiusz i Capri

Na urodziny dostałam od chłopaka bilet do Neapolu na dłuższy weekend w kwietniu (bilet lotniczy to cudowny prezent na każdą okazję – propsuję go jak najbardziej! ^^). Był to wyjazd z tych, gdzie niewiele się planuje, coś tam posprawdza, coś pozwiedza bez pośpiechu i potem nie żałuje, że czegoś się nie zobaczyło. 😉 To ostatnie idzie mi dość ciężko, bo mam dużą chęć zwiedzenia jak najwięcej – jestem bardzo zachłanna i chciwa, jeśli chodzi o wyjazdy. 🙂 Ale przekonałam się już, że nie można tylko biegać po atrakcjach, czasem trzeba usiąść i się wyciszyć, żeby poczuć klimat miejsca, w którym obecnie przebywasz (no i żeby się nie zajechać! 😉 ).

Pojechaliśmy w przedostatni weekend kwietnia i trafiła nam się przepiękna pogoda! Temperatura 23-26 stopni, odczuwalna ok 30, do tego bezwietrznie i prawie bezchmurnie. Uwielbiam słońce, działa na mnie jak dodatkowy akumulatorek dający sporo energii. Niestety, wystarczył 1 dzień na Wezuwiuszu i w Pompejach, żeby spalić się na czerwono. 2 lata temu w Cordobie nauczyłam się, że pierwsze słońce po zimie bierze najmocniej (też się przypaliłam) i myślałam, że mam nauczkę na długo, ale widać zdążyłam już o tym zapomnieć! Dumnie więc reprezentowałam Polskę, nosząc na sobie barwy biało czerwone. 😉 [pokazałabym Wam zdjęcie, ale nie oddaje ono rzeczywistości :)]

sorrento_wlochy
Sorrento, w drodze na Capri

Wyjazd się udał, chociaż przyznaję, że Neapol zrobił na nas kiepskie wrażenie – był strasznie brudny i jakiś taki mało przyjazny. Przeraził mnie widok z samolotu na ogromne blokowiska – jedno było gigantyczne i przypominało ogromne budynki w formie koła bez światła w środku rodem z blokowisk w Hong Kongu – ciasne, ciemne i depresyjne. Mieliśmy nocleg w Pompejach, gdzie było bardziej przytulnie, postanowiliśmy więc w ogóle nie zwiedzać samego Neapolu. Odniosłam wrażenie, że im dalej od tego miasta tym czyściej, mniej obskurnie oraz ładniej.

Capri za to okazało się miejscem, gdzie zdzierają z turystów jak tylko się da (w życiu chyba nie dałam się tak zrobić w balona jak tam!), a do tego Włosi są mało ogarnięci albo takich udają, bo im wygodniej. Ładnie było, ale chyba w podobnym klimacie jak Malta czy Majorka, nie była więc to nowość zapierająca dech w piersiach. 😉

Wezuwiusz za to wcale mnie nie rozczarował i chociaż nie było w kraterze lawy jak to prezentuje się wulkany w kreskówkach :P, przypiekł mnie na czerwoniutko! 🙂

Pompeje okazały się przeogromne (oficjalna mapa twierdzi, że potrzeba 7 godzin, żeby przejść całość), ale nie są tak dobrze zachowane jak mniej znane Herculaneum, gdzie stoją całe domy, niestety z dziurami i pozdzieranymi malunkami. Ale nie ma się co dziwić, bo w końcu Pompeje są bliżej Wezuwiusza i zostały zasypane 5-6 metrami gorącego popiołu, które spowodował m.in. zawalenie się dachów i zabił wielu mieszkańców, a to drugie miasto położone jest bardziej z boku i zostało zalane tylko błotem (większość mieszkańców zdołała się ewakuować).

Co ciekawe, trochę osób pracujących jako kelnerzy niezbyt dobrze mówili po angielsku i czasem ciężko było się z nimi dogadać. Natomiast przydała się mi znajomość języka hiszpańskiego. Na przykład kelnerka nie rozumiała, że chcę gorącą herbatę, kiedy mówłam „hot tea”, ale zrozumiała, kiedy to samo powiedziałam po hiszpańsku („te caliente”) mimo iż słowa niezbyt są do siebie podobne („caliente” vs „caldo”). Takich sytuacji było kilka, więc wygląda na to, że dobrze być poliglotą! 😉

O wycieczce do Włoch będzie jeszcze niejednokrotnie, więc to tyle na dziś!

A już w przyszłym tygodniu jedziemy do Malezji! <3 Aż strach się bać! 😉

Miłego dnia i nie bójcie się ruszać w drogę! 😉

Nisia

wlochy_capri_nisia
Photo by Czaro (instagram.com/czesu)

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Tutaj znajdziesz link do mapy z zaznaczonymi miejscami, w których byłam, i linkami do notek.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

Dodaj komentarz