Nowoczesność kontra tradycja (Tokio, Japonia) – część 1

Tokio to jedno z największych metropolii świata – jest bardzo nowoczesne, wieżowce otaczają ciebie z każdej strony, ale ma ono za sobą także długoletnią historię i tradycję. Prawie za każdym rogiem kryją się świątynie, po wielu ulicach przechadzają się ludzie w tradycyjnych japońskich strojach, a w nowych dzielnicach dojrzeć można miejsca przechowujące pamięć o kulturze i starych dziejach tego kraju.

Nowoczesny świat

Już pierwszego dnia zwiedzania Tokio, po wyjściu z metra na Shibuyi uderzył nas widok wielkich drapaczy chmur wyrastających tuż przed nami. Postać psa Hachiko wydawała się przy nich miniaturowa (pomnik spory nie był, ale bez przesady 😉 ). Już w tym momencie gigantyczne reklamy zaczęły do nas mówić i przekrzykiwać się nawzajem w zachęcaniu nas do zakupu ich produktu – wielkookie Japonki spoglądały na nas z góry i uroczo mówiły do nas z telebimów. 🙂 To było niesamowite! 😀

Tak samo jak tłum w Tokio, który jakimś cudem zawsze cię omija – jeśli nagle znajdziesz się po złej stronie chodnika, nikt na ciebie nie wpada, nie daje ci z bara, ale po prostu idą obok i zwinnie cię wymijają. Bywa to trudne, jeśli akurat masz przebić się na drugą stronę chodnika, bo tłum ciągnie się nieprzerwanie i jak jeden mąż wszyscy idą tą samą trasą, a ty tylko czekasz na malutką lukę, żeby spróbować jakoś się wydostać. 😛 Aż strach wchodzić w tę masę ludzką. 😀

Hachiko
Shibuya

Weszliśmy na punkt widokowy na 7 piętrze galerii handlowej by spojrzeć z lotu ptaka na znane skrzyżowanie Shibuyi i obserwować jak tłum miesza się bez kolizji, zmierzając w różne strony (również na skos skrzyżowania). Ludzie zdawali się być zaprocowanymi mrówkami szybko zmierzającymi w bliżej nieokreślonym celu, nie zawadzającym nikomu, z własnym planem w głowie, który chcą zdecydowanie zrealizować.

W Shinjuku było równie nowocześnie, ale tam neonów było jeszcze więcej – może było to tylko pierwsze wrażenie, bo znaleźliśmy się w tej dzielnicy po zmroku. Tam wielkie szyldy wychylały się z każdego rogu – były ich dziesiątki na jednej ulicy, jeden za drugim wiszący wysoko. Tu również wyglądały na nas wielkookie Japonki, ale także i Japończycy ze słodkimi minami małych chłopców – znaleźliśmy się chyba w obszarze klubów z hostesami, a właściwie z hostami, bo zdjęć twarzy młodych chłopców było tu o wiele więcej. Niejednokrotnie widziałam nazwy miejsc z podpisem „amusement bar”, cokolwiek by to znaczyło (chyba nie chcę się dowiadywać 😉 ).

Shinjuku
Shinjuku

Trochę historii i kultury

Weszliśmy do tej dzielnicy celowo, szukając Muzeum Samurajów, gdzie miał odbyć się koncert japońskiej muzyki tradycyjnej. Szczerze mówiąc bardzo mnie zdziwiło, że miejsce, gdzie zachowała się kilkusetletnia historia znajduje się w tak nowoczesnej dzielnicy – trochę tu nie pasowało.

Muzeum nie jest duże, ale przewodnik ciekawie opowiada o historii Japonii, wspominał na przykład wojnę domową między wschodem i zachodem czy podwójny najazd Mongołów, przed którymi Japonię uchroniło tsunami (dwa razy!) – bez tsunami Japończycy zostali by pokonani, bo wielkie Imperium Mongolskie miało zdecydowaną przewagę liczebną, a tak statki Mongołów zostały zmyte przez ogromną falę. Usłyszeliśmy także różne ciekawostki – jak ta, że ramen jest potrawą chińską (byłam przekonana, że pochodzi z Japonii), a tempura przypłynęła do Japonii dawno temu z Portugalii.

Tęczowa zbroja 😀

W muzeum jest kilka oryginalnych zbroi, ale też kilka replik, bo niektóre zbroje zaginęły lub zostały zniszczone. Można przymierzyć czerwone stroje (zalecane dla kobiet) lub zbroje samuraja. Na początku chciałam przymierzyć zbroję, ale przewodnik przekonał mnie do czerwonej szaty, mówiąc że to strój japońskiej księżniczki. 😀 😉

Jest tam sklep z pamiątkami, ale także z katanami i oryginalną (dość starą) zbroją samuraja. Katany bodajże kosztowały koło 7,500 yenów, a zbroja 450tys yenów. Pytałam obsługę czy da się je zabrać do samolotu, bo ciekawiło mnie czy nie odmówią wejścia na pokład albo czy nie skonfiskują broni po wylądowaniu, ale mówili że jeśli da się miecz do luku bagażowego to nie powinno być problemu – mieli spisane kraje, do których nie da się wwieźć katany, ale Polski nie było między nimi. Przy zakupie dostaje się certyfikat, który ma umożliwić bezproblemowy przewóz.

Zdążyliśmy w samą porę na koncert japońskiej muzyki tradycyjnej, na którym mi zależało. Było to doświadczenie prawie że osobiste, bo było nas na koncercie mniej niż 15 osób (limit był 20). 😉

Koto

Słuchaliśmy mężczyzny grającego na flecie oraz starszej kobiety cudownie grającej na koto – to ostatnie to długi instrument strunowy brzmieniem przypominający trochę harfę. Usłyszeliśmy zarówno utwory 300-letnie, ale tez znane jak „Yesterday” Beatlesów. Cudowne było jak muzycy grali na zmianę i słyszałam raz koto a raz flet – budowalo to stopniowe napięcie.

Najbardziej podobało mi się jak grali dynamiczną muzykę, a kobieta zwinnie biegała palcami po strunach raz ciągnąć za nie, a innym razem z gracją uderzając w nie, wydając różne dźwięki. Kocham instrumenty strunowe, siedziałam więc zaopatrzona, obserwując jazdy jej ruch… No może prawie każdy, bo przez jakiś czas walczyłam z kamerką, żeby nagrać filmik, a urządzenie jak na złość nie chciało mnie słuchać. :/ Większość wspomnień z tego koncertu zatrzymam więc tylko dla siebie. 🙂

Praktycznie

Muzeum Samurajów

Muzeum otwarte jest codziennie w godzinach 10:30- 21:00, wstęp kosztuje 1900 yenów (około 65 zł). W piątki, soboty i niedziele muzeum jest zamykane o 20, ponieważ w te dni o godzinie 20:15 odbywa się koncert muzyki tradycyjnej. Bilet na sam koncert kosztuje 3000 yenów (około 100 zł). Była także opcja zakupu obu biletów (zwiedzanie i koncert) w cenie 4500 yenów.

Na salę wchodzi maksymalnie 20 osób. Koncert trwa koło godziny, siedzi się bez butów i mnie akurat było chłodno w stopy, więc warto zaopatrzyć się w drugą parę skarpetek. 😉

Po muzeum oprowadza przewodnik (jest to zdecydowanie ciekawsze niż chodzenie samemu po muzeum), a o godzinie 14, 15, 16 i 17 odbywają się 15-minutowe pokazy walk mieczami – nie udało nam się trafić na ten pokaz, więc nie jestem w stanie powiedzieć jak o wygląda. 🙂

Po zwiedzaniu można także przymierzyć replikę stroju samuraja czy japońskiej księżniczki. 😉

Więcej info znajdziecie na oficjalnej stronie.

Punkt widokowy na Shibuyi

Na skrzyżowanie koło dworca metro na Shibuyi można było spojrzeć z góry z 7 piętra galerii handlowej znajdującej się tuż obok. Trzeba było przejść przez słynne skrzyżowanie z prawej strony ulicy, mając Starbucks po lewej i szukać szyldu z wejściem na punkt widokowy, następnie wjechać ruchomymi schodami na samą górę. Wejście znajdowało się od tarasu restauracji, ale można tam bez problemu wejść, nikt nas nie zatrzymał.

W ciągu dnia nie płaciliśmy za wejście, ale wieczorem bilet kosztował nas 300 yenów za osobę (ważny 3 h).


Wygląda na to, że notka zrobiła mi się bardzo długa i WordPress chciał mi ją podzielić na 2 strony, co nie zgadza się z moją wizją tego bloga, więc dzielę na 2 części. 😛

Ciąg dalszy znajdziesz tutaj

Nisia

Szukasz inspiracji na kolejną podróż? Chcesz poczytać o konkretnym miejscu? Zajrzyj tutaj.

Posty, które mogą Ciebie zainteresować:

Jedna myśl na temat “Nowoczesność kontra tradycja (Tokio, Japonia) – część 1

Leave a Reply to mefistowy Cancel reply