Leżę sobie w hamaku i słucham głośnego szumu fal – prawie agresywnego przejawu siły i potęgi matki natury. Zdaje się mówić, że to ona tu króluje; grozić, że pokaże co potrafi jak tylko dorwie cie w swoje ręce. Ogromne fale rozbijają się o skały, na chwilę pochłaniając je doszczętnie. Bekresny ocean chce posiąść więcej, bo mało mu przestrzeni. Wgryza się więc spienionymi mackami w bezbronną plażę, rozszarpując ją na drobne kawałki i zabierając ze sobą po trochu.
Od czasu do czasu gdzieś w oddali mignie mała łódeczka, nad którą zlitowała się natura i której pozwoliła bezpiecznie dryfować i zaglądać w głębiny swojego dziecięcia – Pacyfiku.
Szum jest tak głośny, że prawie trzeba krzyczeć do siebie, żeby nawzajem się słyszeć. Wieczorem nad oceanem był sztorm – widać było błyski, ale grzmoty piorunów ginęły wśród zgiełku większych niż dotąd fal.
Na opuszczonym boisku do siatkówki siadają ptaki i też z trwogą patrzą na ocean – a może jednak z miłością, bo daje im pożywienie, bo przypomina, że natura ich chroni i dba o swoje dzieci.
Szum fal uspokaja nawet najbardziej bolące serca, daje im ukojenie. Potęga oceanu napawa podziwem, daje poczucie maluczkości w oszałamiająco ogromnym i pięknym świecie; ucisza smutki, bo oto jesteśmy jednym! 🙂
Przybyliśmy tu wczoraj rano. Pierwsze co zobaczyliśmy to przepiękny wschód słońca – pomarańczowe niebo rozciągało się nad wodą powoli nabierającą innych barw. Było cudownie!
Wyszliśmy na plażę, a tam dziesiątki drobnych krabów i krabików wyruszało w niebezpieczną podróż – do oceanu. Przebiegały tak szybko, że w pierwszej chwili nie można było zorientować się, cóż za tajemnicze stworzenia uciekają w głębiny!
Nisia
Inne posty z okolicy:
Woda to majestatyczny choć straszny żywioł