Jednym z najładniejszych miejsc na Majorce jest półwysep Formentor, gdzie budzące podziw ogromne góry spotykają się z przepięknym błękitnym morzem. Linia brzegowa wyspy jest wspaniała: od północy i zachodu góry, do tego wszędzie pełno ciemnych jaskiń i jam, które tworzą ciekawe struktury. Formentor leży na samym końcu, wysunięty głęboko na północ.
Miejsce jest częścią gór zwanych Serra de Tramuntana, które znajdują się na liście światowego dziedzictwa UNESCO od 2011 roku. Pasmo gór rozciąga się na około 90 kilometrów, a najwyższy ich szczyt ma 1445 metrów wysokości.
Na zachód znajduje się świetny punkt widokowy, z którego widać przylądek – widok niestety nie obejmuje latarni, ale – jak można łatwo się domyśleć – i tak jest ślicznie! 🙂
Aczkolwiek ludzie z panicznym lękiem wysokości czuliby tu pewnie mały dyskomfort, bo ścieżka na punkt widokowy prowadziła tuż obok przepaści (celowe zagranie architekta 😉 ).
Parking, na którym się zatrzymaliśmy był niewielki, ale na szczęście udało nam się znaleźć miejsce. Po drodze było kilka innych lokalizacji, gdzie moglibyśmy się zatrzymać, gdybyśmy jechali samochodem, ale niestety autokar by się nie zmieścił (co przywodzi do głowy myśl, że zdecydowanie lepiej jest wybrać się tam autem niż z wycieczką). A szkoda, bo było kilka miejsc z niesamowitymi widokami. Za to w drodze warto było siedzieć przy oknie i chłonąć piękno gór! 🙂
Na Formentorze jest także zatoka, gdzie można popływać i powylegiwać się na (mniej lub bardziej) wypasionym leżaku. Ceny niestety są dość wysokie, bo za 2 leżaki o najwyższym standardzie (jest to bardziej łóżko niż leżak) i parasol można zapłacić nawet 80€ za dzien. Cała zatoka należy do hotelu Formentor, zgaduję więc, że to oni zbijają kasę na turystach. 😉 Ale Ci, którym pieniędzy nie szkoda mogą powypoczywać na plaży w luksusach. 🙂
Do zatoki można się dostać albo drogą lądową albo morską, wsiadając do katamaranu w Port de Pollença. Katamaran zasuwał prawie z prędkością wiatru, 😉 co wiązało się głównie z dwoma rzeczami:
- strasznie bujało – woda rozpryskiwała się na wszystkie strony i ci chorujący na chorobę morską mogliby nie przetrwać przeprawy (rejs trwał koło 20-30 minut z tego co pamiętam)
- bardzo mocno wiało i można było poczuć się jak Marilyn Monroe. 😀 Lepiej było mieć na sobie spodnie albo ciasną spódnicę (moja taka nie była), czułam się więc jak światowa gwiazda. 😉
Podczas rejsu miałam również wrażenie, że moje włosy zaczęły żyć swoim życiem i wiły się szalenie wokół mojej głowy jak węże meduzy. 😉
Wycieczkę możka wykupić w (prawie?) każdym hotelu albo w biurze informacji. Z Sa Comy położonej na wschodzie wyspy koszt wynosił €36. Wycieczka była całodniowa i obejmowała także spacer po markecie w Sineu.
Nisia
Inne posty z okolicy:
- Romantyczna Przejażdżka Łódką (Madryt)
- Kobiety w Pięknych Sukniach i Dostojni Mężczyźni (Feria, Sewilla)
- Tapas, Tapas I Jeszcze Raz Tapas!
- Flashback: Plaza de America (Hiszpania)
- Więcej o Majorce
Szukasz inspiracji na następny wyjazd? Link do mapy z zaznaczonymi miejscami, w których byłam, i linkami do notek znajdziesz tutaj.
Całkiem zacne miejsce. 😉 Moje włosy wiją się podobnie w supermarketach pod klimatyzacją xP